Dokładnie iron Man 3. Nie wszyscy wiedzą, że Hollywood współpracuje bardzo blisko z chińskim przemysłem filmowy. Robienie filmów, a przynajmniej ich części w Chinach jest tańsze. ChRL też ma dobrze rozwinięty przemysł filmowy i infrastrukturę. Przede wszystkim, amerykańscy filmowcy poszukują jednak kapitałów do finansowania coraz to droższych superprodukcji. Niestety współpraca z chińskim przemysłem filmowym ma też swoje ciemniejsze strony.
Trochę światła na te ciemne zakamarki rzucił ostatnio Robert Cain pracujący jako konsultant d/s chińskiego przemysłu filmowego. Hollywoodzkie kompanie filmowe stojące za produkcją nowej odsłony Iron Mana z numerkiem „3” zdecydowały zrezygnować z formalnej współpracy z chińskimi władzami filmowymi. Do tej pory podpisywanie takich umów dawało pewność dopuszczenia później filmu do wyświetlania w ChRL.
Pekin limituje liczbę i okres wyświetlania zagranicznych filmów w każdym roku kalendarzowym. Wszystko oczywiście w imię ochrony rodzimego rynku filmowego, a mniej oficjalnie, aby ograniczyć wpływ dekadenckich wzorów zachowań na niewinną chińską młodzież. Podpisanie oficjalnej koprodukcji automatycznie by otworzyło drzwi do rynku, równocześnie przyniosłoby ze sobą pewne niewygodne zobowiązania, włącznie z prawem chińskiego rządu do ingerencji w treść filmu.
Problem nie polega na tym, że chińskie władze chcą ocenzurować filmy z elementów o Tybecie, prawach człowieka, degradacji środowiska itp., itd. Z tym Hollywood jakoś nie ma problemu. Prawdziwy kłopot polega na tym, że chińscy propagandziści wymagają, aby cześć historii działa się w Chinach i mówiła o chińskich wartościach. Efekty czasami są komiczne. Każdy może pomyśleć o wielkiej hollywoodzkiej produkcji z ostatniego dziesięciolecia, gdzie chińskie wątki pasowały jak pięść do nosa. A jeżeli ktoś zna Chiny choć trochę, to wie, że są to wątki sztuczne i nie mające z prawdziwymi realiami nic wspólnego. Światowa publiczność szybko wyczuwa takie nienaturalne „wrzutki”. Okazuje się, że potencjalne dochody z dystrybucji filmu w ChRL nie równoważą strat w dystrybucji światowej.
Zdjęcie: The Telegraph
Niektórzy zastanawiają się czy chiński Iron Man będzie w ogóle działał.
[…] kultury chińskiej (Centra Konfucjusza) po przemycanie dobrego image w produkcjach hollywoodzkich (pisałem już o tym). Niewiele to pomaga. Większość akcji jest robiona bez wymaganej subtelności. […]
PolubieniePolubienie
Oj chyba coś tym zbuntowanych producentom Ironmana pozmieniały się zapatrywania – oficjalna światowa premiera w Zakazanym Mieście, specjalna wersja filmu z dodatkowym charakterem i chińskimi gwiazdami przewidziana wyłącznie na rynek chiński, Robert Downey Jr. mówiący po chińsku, że w Stanach prowadzi bardzo chiński tryb życia i podziwia Chińczyków – zbuntowane nastolatki chyba doszły do wniosku, że za wysokie kieszonkowe warto ściąć włosny, zmyć makijaż, wyciągnąć wszystkie „nadprogramowe” kolczyki,ubrać garnitur, kupić aktówkę i zacząć pracę w potężnej korporacji.
PolubieniePolubienie
Tak, tak! Chociaż zastanawia zmiana taktyki. Zamiast puszczać to samo na świecie (z chińskim motywem). Teraz dorobili chiński motyw, którego nie będzie w światowej wersji. Teoretycznie ChRL odnosi sukces (zmusiła Hollywood do nagięcia się), ale pierwotny cel – budowa „soft power” za pomocą amerykańskich filmów – nie wypali, ponieważ reszta świata obejrzy film bez chińskiego motywu i nie zobaczy, jakie są ważne, silne, nowoczesne i godne naśladowania.
PolubieniePolubienie