W środę Stały Komitet OZPL przyjął nowe przepisy dotyczące bezpieczeństwa narodowego, które jest teraz bardzo szeroko definiowane zarówno terytorialnie, ekonomicznie, społecznie czy politycznie, ale też i w przestrzeni wirtualnej. Projekt został mocno skrytykowany już w maju przez obrońców praw człowieka.
Razem z zaproponowanymi przepisami regulującymi działalność organizacji pozarządowych (NGOs) oraz ustawą antyterrorystyczną nowe przepisy stanowią linię obrony absolutnej władzy KPCh.
Zresztą przyjęta ustawa – teoretycznie OZPL na swojej wiosennej sesji może ją zmienić – jest jeszcze bardziej restrykcyjna niż wcześniej opublikowany projekt. Obecnie „bezpieczeństwo narodowe” musi być zachowane we wszelkich dziedzinach życia. W kulturze i cyberprzestrzeni, ale też na dnach morskich i regionach polarnych, a nawet w przestrzeni kosmicznej.
Charakterystyczną cechą ustawy jest jej ogólnikowość, co – wydaje się – ma przygotować grunt pod przekazanie aparatowi bezpieczeństwa nowych, bardzo dużych uprawnień i zadań. Do tego jest potrzebna „rozciągliwa” definicja bezpieczeństwa narodowego, a z tym szeroki wachlarz możliwych wykroczeń przeciwko niemu. Stąd obawy obrońców praw człowieka, że pozbawi to oskarżonych możliwości obrony (jakkolwiek byłyby one w ChRL małe).
Należy pamiętać, że od śmierci Mao i zakończenia rewolucji kulturalnej tendencją było zawężanie pojęcia bezpieczeństwa narodowego (różnie oczywiście nazywanego), co wiązało się z rosnącym poczuciem bezpieczeństwa KPCh stymulowanego przez rozwój gospodarczy. Jednak ostatnie lata pokazały rządzącym, jak iluzoryczna była to konstrukcja. Władze szykują się na niepokoje społeczne związane zarówno z problemami gospodarczymi, jak i wynikającej z nich potrzeby zmian* strukturalnych. Nic dziwnego, że nowe przepisy żądają, żeby systemy informatyczne były nie tylko bezpieczne, ale też „kontrolowane”, aby zapewnić „respektowanie i zachowanie narodowej suwerenności”.
Oczywiście, razem z nowymi przepisami będziemy mieli do czynienia także z nową falą działań propagandowych. Nie należy się jednak spodziewać niczego nowego, raczej dalszego ciągu straszenia „złym Zachodem”.
* Nie nazywałbym ich „reformami” ponieważ, mają one służyć utrwaleniu obecnego układu a nie zmianie jakościowej.

