Miałem dzisiaj napisać o spotkaniu Xi Jinping z Ma Ying-jeou w Singapurze, ale nic się nie stanie, jak napiszę o tym jutro. W zamian smutna wiadomość, choć „off topic”, ale nie do końca.
Zeszłej nocy zmarł Tomasz Borewicz vel Belfer.
Ładnie o Belferku napisał K.M Załuski, iż pozostał jednym z tych, którzy „zachowali niewinność, choć niekoniecznie miejsce na uczelni, czy w pracy”. Wyleciał z „dwójki” w Gdańsku już kilka dni po wprowadzeniu Stanu Wojennego. W latach osiemdziesiątych jeszcze zaliczył odsiadkę „za pisemka” w celi z mordercami. Po tzw. „przełomie” się nie sprzedał nowemu reżimowi, ani nie odcinał kuponów za styropian. Nie chcę tu jednak pisać jego życiorysu, bo jego przyjaciele go znają, a inni mogą znaleźć, jeżeli chcą.
Belfer był człowiekiem orkiestrą. Doktor antropologii, działacz społeczny, ekolog, animator (kontr)kultury, podróżnik, ale też człowiek z krwi i kości, który zmagał się ze swoimi demonami. Po prostu… prawdziwy trickster. Pracował do końca, nawet w chorobie zbierał i opracowywał materiały do historii protestu żarnowieckiego.
To tacy ludzie zmieniają świat, a nie różne kreatury robiące „łaskę” panu, wójtowi i plebanowi, czy któremuś tam prezesikowi, który akurat jest u władzy.
[youtube.com=https://www.youtube.com/watch?v=ozKDpz_G3JQ]
