Dyplomaci ChRL złożyli oficjalny protest przeciwko zeszłotygodniowemu przelotowi ciężkich bombowców B-52 nad sztucznymi wyspami na Morzu Południowochińskim. W odpowiedzi Pentagon oświadczył, iż była to „rutynowa misja treningowa i jak wiele innych była zaplanowana z myślą, aby zachować gotowość bojową oraz zademonstrować przywiązanie do latania, żeglowania i operowania gdziekolwiek dopuszcza prawo międzynarodowe.”
Pekin może niewiele zrobić. Nie tylko działania Pentagonu są zgodne z prawem międzynarodowym, ale także marynarka ALW sama przeprowadza podobne „przejścia” przez rzeczywiste wody terytorialne innych państw, włącznie ze Stanami Zjednoczonymi. Dlatego krokodyle protesty Pekinu pachną ostro hipokryzją.
Podobno Pentagon bada, dlaczego para B-52 przeleciała bliżej Rafy Cuarteron niż planowano, ale moim zdaniem nie ma to większego znaczenia. Jest to raczej pusty gest w stronę Pekinu.
Sztuczne wyspy nie są prawdziwymi wyspami w myśl prawa międzynarodowego, więc nie można mówić o istnieniu wód terytorialnych wokół nich. Z prawnego punktu widzenia są to wody międzynarodowe. W wyłącznej strefie ekonomicznej innego państwa z kolei nie można prowadzić działalności wydobywczej czy połowowej, ale nie ma żadnych ograniczeń żeglugowych, także dla jednostek militarnych. Podobnie jest z przestrzenią powietrzną nad spornym akwenem na Morzu Południowochińskim.
Co więcej, prawo międzynarodowe dopuszcza także możliwość przejścia przez wody terytorialne innego państwa (ale już nie przestrzeni powietrznej), jeżeli nie ma innej opcji, a kurs okrętów jest najkrótszym z możliwych oraz wyraźnie wskazuje, że celem jest tylko przedostanie się na drugą stronę. Korzystają z tego przywileju okręty ALW przepływając regularnie przez wody terytorialne Stanów Zjednoczonych w Cieśninie Beringa. Ostatni raz we wrześniu br. zaraz po zakończeniu wizyty prezydenta Obamy na Alasce. Co oczywiście nie było przypadkiem.
zawielkimmurem.net 