Władze na Tajwanie potwierdziły dzisiaj rano, że wczorajszy atak bombowy w metrze w Tajpej nie miał podłoża terrorystycznego.
Mimo, że do eksplozji doszło w zamkniętym wagonie, to nikt nie zginął, ale 25 osób zostało rannych. W większości były to lekkie obrażenia, jednak jedna osoba jest w stanie krytycznym, a dwie poważnie ranne.
Śledczy podali, że dowody wskazują na działanie pojedynczej osoby (podobno już zidentyfikowanej przez policję), a za incydentem nie stały prawdopodobnie motywy polityczne. Abstrahując od rzeczywistych motywów w tym przypadku, to muszę przyznać, że to trochę wąska definicja terroryzmu.
Rządy na całym świecie wolą wskazywać, że podobne incydenty były dziełem szaleńca i nie miały podłoża socjoekonomicznego czy politycznego. Inaczej musiałyby się zastanowić (i coś zrobić) z polityką, która prowokuje podobne działania.
Podobnie pewnie będzie z dzisiejszym atakiem w Dallas. Po co przyznawać, że amerykańska policja (jak i same Stany Zjednoczone) mają problem z rasizmem. Łatwiej będzie mówić o „szaleńcach”. A ludzie nadal będą ginąć.

