UE będzie trzymać się planów nałożenia ceł antysubsydyjnych na pojazdy elektryczne wyprodukowane w Chinach. W kluczowym głosowaniu w piątek dziesięciu członków UE poparło cła, a pięciu głosowało przeciwko, przy dwunastu wstrzymujących się od głosu,1 podała Komisja Europejska. Regulacje mają wejść w życie w przyszłym miesiącu i obowiązywać pięć lat.
Nie ma jeszcze oficjalnych informacji, jak poszczególne państwa głosowały, ale wiadomo, że przeciw były Niemcy, Węgry, Malta, Słowacja i Słowenia, a poparły wprowadzenie ceł Polska, Holandia, Francja, Bułgaria, Włochy, Estonia, Litwa, Łotwa, Dania i Irlandia. Państwa sprzeciwiające się reprezentują 22,65% ludności UE, a głosujące za 45,99% i wstrzymujące się 31,36%.
Komisja będzie kontynuować rozmowy z Pekinem w celu znalezienia alternatywnego rozwiązania. Co jest dobrym ruchem, przede wszystkim politycznie. Z jednej strony zamknęło to usta części krytyków wewnątrz Uni, a równocześnie działa powstrzymująco na Pekin, który teraz musi wyważyć odpowiedź, ponieważ zbyt mocna wykolei dalsze rozmowy.
Same cła, w skrajnych wypadkach razem z stawkami bazowymi mogą sięgnąć 45%, nie powstrzymają ekspansji chińskich elektryków, choć pewnie ją spowolnią. Głosowanie ma jednak wymiar przełomu psychologicznego i to z dwóch powodów: państwa Unii postawiły się zarówno Pekinowi jak i… Berlinowi. To koniec pewnej epoki w historii UE.
Medialne doniesienia wskazują, że to kanclerz Olaf Scholz użył swoich prerogatyw, aby odrzucić sprzeciw koalicyjnej Partii Zielonych (Bündnis 90/Die Grünen), która chciała, aby Niemcy się wstrzymały od głosu. W efekcie Berlin nie tylko przegrał, ale też głosował tak samo jak prochińskie i prorosyjskie Budapeszt i Bratysława. Sprzeciw Sholza wynika z presji koncernów motoryzacyjnych, które są zależne od chińskiego rynku, a ich menadżerowie martwią się tylko o swoje premie i nie obchodzi ich dalsza perspektywa europejskiego przemysłu. To jednak upadek, kiedy kanclerz wywodzący się jakby nie było z socjaldemokracji, chodzi na pasku korporacji. Oczywiście, Sholz też kalkuluje, że Pekin oszczędzi niemieckie koncerny w swoich retorsjach. Jest to jednak krótkowzroczne myślenie i to nie tylko w perspektywie relacji z Chinami, ale przede wszystkim unijnej. Pozostałe państwa zobaczyły, że mogą działać nie tylko poza Berlinem, ale także przeciw niemu.
—
1 Ponieważ głosowano za zablokowaniem decyzji, do czego potrzebna była podwójna większość kwalifikowana (15 członków UE, reprezentujących 65% populacji UE), to wstrzymanie się od głosu było de facto głosowaniem za.
