Proszę do mnie nie pisać o polecenie kogoś. Nie zrobię tego z dwóch powodów. Po pierwsze, muszę dbać o anonimowość i bezpieczeństwo tych, którzy dostarczają mi informacji i robią to ufając, że nikomu nie zdradzę, że to robią. Po drugie, nie napisałem tego wpisu, aby kogoś po cichu rekomendować. W ogóle nie prowadzę tego bloga dla pieniędzy. Dlatego nie ma tutaj nawet reklam i sam ponoszę wszystkie koszty utrzymania domeny i przestrzeni serwerowej.
Chiny są fabryką świata. To banał, ale też po prostu prawda. Chińscy producenci są obecni pośrednio lub bezpośrednio w większości łańcuchów dostaw. Równocześnie Chiny są daleko, dosłownie i w przenośni. Mają inną, oryginalną kulturę, „czasami” bywają problemy językowe, a do tego trzeba dodać specyfikę systemu politycznego. Dla wielu przedsiębiorców to poważna bariera i nic dziwnego, że poszukują pośredników, którzy będą też dla nich przewodnikami po Chinach. Czy kupujesz podzespoły dla swojej fabryki, czy sznurowadła, będziesz kogoś potrzebował na miejscu.
Jest to naturalne zjawisko, stare jak handel, który zawsze wymagał pośredników, którzy orientują się, kto ma najlepsze daktyle w oazie, czy przy której bramie będą mniej czepialscy strażnicy. Czasami też będą wiedzieli, kogo trzeba przekupić, aby karawana mogła ruszyć bez przeszkód. Nic nowego pod słońcem.
Niestety, kiedy jest popyt, to i szybko rośnie podaż, a z nią problem z jakością. Po prostu pośrednicy są różni i niestety nie brakuje naciągaczy. Nie inaczej jest w wypadku Chin. Też nic nowego pod słońcem i nie powinno to być dla nikogo zaskoczeniem.
Od lat obserwuję pojawiających się i znikających pośredników w handlu z Chinami. Jest kilka osób, które bardzo szanuję i są oni dla mnie cennym źródłem informacji o tym, co słychać na „poziomie trawy.” To ludzie od lat ciężko pracujący na swój prestiż i dobre imię. Nie brakuje jednak cwaniaczków i naciągaczy, kreujących się na guru chińskiego handlu. Jak odróżnić jednych od drugich?
Ja, szukając pośrednika zarówno w Chinach czy w Senegalu postąpiłbym podobnie i nie odkryję tutaj Ameryki, ale może powtórzenie kilku zdroworozsądkowych rad się komuś przyda. W pierwszej kolejności należy wykorzystać kontakty osobiste i pocztę pantoflową. Nie ma nic cenniejszego niż rekomendacja kogoś, kto już miał z danym pośrednikiem do czynienia.
Unikajcie ludzi, którzy roztaczają czarnobiałe wizje. Generalnie są dwa sposoby „sprzedawania” Chin. Pierwszy polega na tworzeniu wizji strasznej dżungli, w której tylko ten dobry człowiek ci pomoże i pozwoli znaleźć szmaragdowego bożka. Drugi odwrotnie, będzie przedstawiał Chiny jako krainę szans, pieniądze leżą na ulicy, wystarczy sięgnąć, a on ci tylko pokaże jakie to proste. W pierwszym przypadku guru piętrzy problemy i bariery, w drugim bagatelizuje potencjalne kłopoty i co chwila rzuca coś o „demonizowaniu Chin” w mediach, zazwyczaj za amerykańskie pieniądze.
Tak naprawdę ten sam guru będzie stosował obydwie techniki w zależności od klienta. Komuś, kto musi pozyskać dany produkt z Chin, będzie wkręcać pierwszy – on i tak jest na musie, więc trzeba go uzależnić od siebie. Drugi jest skierowany do tych, którzy szukają okazji, ale jak nie w Chinach, to może znajdą coś w Wietnamie lub w Malezji. Takich trzeba złapać, pokazując, że w Chinach, przy jego pomocy będzie najłatwiej, najszybciej, najwygodniej i oczywiście najtaniej.
Pierwsza metoda jest też raczej stosowana w bezpośrednich kontaktach, prywatnie – w sumie sprzedają wam sekret, jak przeżyć w dżungli. Druga raczej masowo, czy to w mediach społecznościowych, na targach czy na wyjazdach grupowych. Te ostatnie różnego rodzaju guru czasami sami organizują, zarabiając już niezłe pieniądze zanim cokolwiek „załatwią.” Problem w tym, że w czasie targów czy na wyjazdach organizowanych przez administrację czy organizacje branżowe można spotkać zarówno złych jak i dobrych pośredników. Niestety nie ma reguły.
Generalni, ci którzy mają parcie na media społecznościowe i muszą robić wokół siebie dużo szumu, to raczej nie mają zbyt wielu stałych klientów i muszą wciąż szukać nowych owieczek do strzyżenia. Trzeba też pamiętać, że prawdziwy biznes nie lubi kontrowersji i na przykład ja, będąc aktywnym publicznie, nigdy nie będę skutecznym pośrednikiem.
Już ostatnia rada. Guru są dobrymi psychologami i mają bogate doświadczenie. Szybko się zorientują, czego potrzebujecie i na pewno na pierwszy lub na drugi sposób pokażą wam, że mogą to wam dać. Oczywiście tylko oni, no bo inni to naciągacze. Pewnie za jakiś czas będą odsyłać do tego wpisu, aby pokazać, że to nie oni są „guru.” 😉 Dlatego zawsze trzeba pamiętać, że jak coś jest zbyt piękne, aby było prawdziwe, to nie jest.
Zdjęcie Jeremy Cai na Unsplash (Photo by Jeremy Cai on Unsplash)
