Autor: Jason Brennan
Tytuł: Against Democracy (Przeciwko demokracji)
Wydawnictwo: Princeton University Press (2016)
Dzisiaj trochę inna lektura niż zwykle. To książka intrygująca i prowokująca, i to nie tylko tytułem, mimo że Jason Brennan nie publikuje żadnych nowych danych lub spostrzeżeń. Tak naprawdę to absolwent politologii, jeżeli nie przespał zajęć z przedmiotów z zakresu teorii polityki czy psychologii społecznej, nie powinien odkryć tutaj nic nowego. Wiele z przytaczanych przez autora badań rozpoczęto już w latach 50. i 60. ubiegłego wieku. Kiedy sam studiowałem politologię w latach 90. to większość z nich przewinęła się na różnych zajęciach. Wartością pracy Brennana jest jednak zebranie ich w jednym miejscu i wejście w dyskusję na temat demokracji. Trzeba przyznać, że to wejście z wykopem.
Ja nie chcę jednak polemizować z przytaczanymi przez autora faktami, bo… no cóż, wiem że to radykalna koncepcja dla wielu, ale z faktami się nie dyskutuje. Faktem jest, że większość wyborców jest ignorantami. Koniec. Można już jednak dyskutować z wnioskami z tego faktu wynikającymi.
Po pierwsze, moim zdaniem Brennan błędnie utożsamia demokrację z powszechnym prawem wyborczym. To ciekawe, ale w całej książce nie znalazłem jednoznaczniej definicji demokracji. Osobiście jestem zwolennikiem funkcjonalnej definicji demokracji, jako systemu politycznego, w którym dochodzi do pokojowej rywalizacji pomiędzy i cyklicznej wymiany elit politycznych. Powszechne prawo wyborcze jako takie nie jest nawet elementem niezbędnym istnienia tak zdefiniowanej demokracji.1 Owszem, powszechne wybory załatwiają dwa inne elementy niezbędne każdemu systemowi politycznemu. Pierwszy, to kwestia legitymizacji. Drugi praktycznego mechanizmu wymiany elity. W wypadku demokracji: pokojowego i cyklicznego. Można sobie jednak wyobrazić inne źródła legitymizacji lub sposób pokojowej wymiany elit.
Tutaj muszę zrobić małą dygresję. Moim zdaniem wyborów się nie wygrywa, a przegrywa. To rządzący zaczynają budzić opór społeczny i kiedy niezadowolenie osiągnie pewien poziom, przegrywają w kolejnym cyklu wyborczym. W takim sensie, wybory są pokojową formą obalenia obecnie rządzącej ekipy, bez eliminowania jej z życia politycznego (ale też pewnie biologicznego). Elekcja jest rodzajem kontrolowanej rewolucji, która zapobiega osiągnięciu przez niezadowolenie społeczne poziomu, który groziłby prawdziwą rewolucją – taką z gilotyną. Z tego punktu widzenia, wszelkie wielkie koalicje, jakie często rządzą na przykład w RFN są zabójcze dla systemu politycznego, ponieważ w tym samym cyklu politycznym prowadzą do kompromitacji głównych partii politycznych, a wtedy wyborcy szukając alternatywy, zaczynają wybierać anty-systemowe skrajności.
Brennan podnosi szereg zarzutów wobec demokracji (powszechnym wyborom w rzeczywistości). Większość z nich można także podnieść na przykład przeciwko powszechnej i obowiązkowej edukacji. W sumie większość ludzi kończy szkołę takimi samymi ignorantami, jakimi ją zaczynali w wieku 6 lat. Tak słyszę ten syk oburzenia, ale spójrzmy obiektywnie. Owszem, są ignorantami posiadającymi mniej lub bardziej wzbogacony zasób informacji, ale nie zmienia to faktu, że sama szkoła miała niewielki wpływ na ich dojrzewanie i transformację. Podobnie udział w procesie wyborczym (demokratycznym dla Brennana) nie powoduje, że wyborcy przestają być ignorantami, wręcz przeciwnie (zjawisko polaryzacji i plemienności w polityce). Niemniej, wbrew obiegowej opinii, zadaniem powszechnej edukacji nie jest uczynienie z każdego geniusza, ale danie każdemu geniuszowi szansy na zdobycie wykształcenia. Edukacja, na poziomie funkcjonalnym, ma wychwycić wszystkich lub chociaż większość tych, którzy mają predyspozycję do rozwoju intelektualnego i danie im szansy, której inaczej nie mieliby z powodów socjo-ekonomicznych. Edukacja ma być elementem mechanizmu awansu społecznego. Jeżeli jestem krytyczny w stosunku do tego, co się stało na Zachodzie z edukacją, to wynika to z faktu, że edukacja przestała pełnić taką rolę. Zamiast ułatwić mobilność społeczną, to de facto ją teraz betonuje (jak to temat rzeka i nie mam na to tutaj miejsca). Podobnie system demokratyczny w połączeniu z powszechnym prawem wyborczym powinien wychwytywać, tych którzy mają talent do polityki. Zgadzam się jednak, że tego nie robi. Mamy do czynienia w państwach demokratycznych ze zjawiskiem zabetonowania sceny politycznej. Partie polityczne tracą masowy charakter i zamiast służyć realizacji interesów socjalno-ekonomicznych dużych grup wyborców (nie bójmy się też pojęcia klas społecznych), to obecnie coraz częściej stają się narzędziem realizacji interesów oligarchii. Efektem jest rozczarowanie i demokracją, i procesem wyborczym.
Brennan proponuje epistokrację wzorem Johna Stuarta Milla, jako alternatywę dla demokracji. Mój argument przeciwko epistokracji jest taki sam jak przeciwko merytokracji. To może zadziałać tylko w pierwszym pokoleniu. Już w drugim epistorkacja, czy merytokracja, przekształci się w oligarchię. Rzekomy obiektywizm kryterium wiedzy i kompetencji jest fałszywy, bo kto decyduje czym jest kompetencja i wiedza? Ci, co teraz rządzą, wiec użyją swojej władzy do eliminacji zagrożenia dla własnych interesów i uczynią wszystko, aby ich dzieci przejęły od nich pozycję w systemie politycznym. Brennan tego nie widzi lub nie chce widzieć, może dlatego, że ten argument pada zbyt blisko domu – akademii.
Na koniec już tego przydługiego wpisu, chciałbym zauważyć, że książka Brennana wpisuje się w całkiem już sporą falę podobnych publikacji, które krytykują demokrację (powszechnie wybory). Jak pisałem na początku to nie są nowe rzeczy. Wiemy od dawana, że przeciętny wyborca jest ignorantem i wiemy dlaczego (racjonalna ignorancja). Tylko że jakoś to nie przeszkadzało intelektualnym elitom, dopóki ci ignoranci głosowali mniej więcej, jak ci sobie tego życzyli. Zaczęło to być problemem, kiedy ich wybory są niewygodne dla istniejącego status quo. Dlatego obawiam się, że to nie koniec i będziemy coraz częściej światkami ataku na demokrację i powszechne prawo wyborcze. Zarówno z liberalnego centrum, niezadowolonego z tego, jak masy głosują. Lecz też ze skrajności na lewo i na prawo od centrum, które choć korzystają ze zmiany, to boją się odpływu w drugą stronę, więc też będą dążyć do ograniczenia praw wyborczych.
—
1 Przypominam, że w Atenach prawo udziału w zgromadzeniu miała tylko garstka męskich mieszkańców, a większość urzędów obsadzano na zasadzie losowania. Mało znanym faktem, bo niewygodnym dla narracji o demokratycznych Atenach przeciwko niewolniczej Sparcie, jest, że w Lakonii procentowo partycypacja obywateli w systemie politycznym była większa niż w Atenach, choćby przez fakt udziału kobiet.
