Narodowe Biuro Statystyczne (NBS) opublikowało wczoraj wskaźnik cen konsumpcyjnych (Consumer Prices Index, CPI), który miał spaść o 0,4% w ujęciu rocznym, co stanowi najostrzejszy spadek od marca i wskazuje, że wcześniejsze oznaki ożywienia gospodarczego zniknęły.
Do ogólnego spowolnienia przyczynił się spadek cen żywności o 4,3% (rok do roku). Wśród kategorii żywności najbardziej spadły ceny wieprzowiny, o 16,1% – stąd też formalnie antydumpingowe cła na europejską świninę. Wyłączając ceny żywności i energii, bazowy wskaźnik CPI wzrósł o 0,9% (rok do roku). Ceny w kategorii „inne towary i usługi” wzrosły najbardziej, o 8,6%, podczas gdy odzież, artykuły codziennego użytku i usługi również odnotowały wzrost o 1,8%.
Jesteśmy w sytuacji, kiedy sekwencyjny wzrost cen surowców pomógł złagodzić deflację wskaźnika cen producentów. Tylko, że sytuacja międzynarodowa nie sprzyja aktywności gospodarczej, więc będzie wpływać na spadek cen surowców. To też efekt ręcznej walki z wyścigiem cenowym do dna, którą narzuciło lipcowe posiedzenie Biura Politycznego. Moim zdaniem jednak efekty takich działań nie są trwałe i deflacja się utrzyma w dłuższej perspektywie. Zwłaszcza, że zaraz zacznie się robić chłodniej i trzeba będzie wydać więcej na ogrzewanie, wiec mniej zostanie na inne rzeczy. Zwłaszcza, że NBS podał również słabe wyniki eksportowe, odnotowując najwolniejszy wzrost od sześciu miesięcy w związku z zawieszeniem ceł w stosunkach z USA.
