„Duże nosy” – Dabizi (大鼻子) sposób, jak się dosyć powszechnie określa ludzi Zachodu w Chinach wskazuje, jaka charakterystyczna cecha wyglądu przyciąga uwagę Chińczyków.
Spis powszechny z 2010 roku wykazał tylko 593 832 obcokrajowców, ale podejrzewam, że objął osoby tylko z długoterminowym prawem pobytu. Większość przyjezdnych spędza wiele lat na prostych wizach biznesowych (wiza F ważna na rok) i regularnie podróżuje za granice by odnowić prawo wjazdu. W 2012 roku wjechało do ChRL 27,1 miliona osób z obcym paszportem. Trudno powiedzieć ile wjazdów było związanych z turystyką lub krótkoterminowymi podróżami w interesach, a ile wykonali mniej lub bardziej stali rezydenci.
Jedno jest pewne, obecność obcokrajowców, głównie ludzi Zachodu, pozostawia swój ślad w największych Chińskich miastach, przede wszystkim w Szanghaju i Pekinie.
Relacje Chińczyków z obcokrajowcami nigdy w historii nie były łatwe. Także dzisiaj „duże nosy” często „zamykają się” we własnym gronie. Żyją obok Chińczyków. Wielu z nich pragnie tylko wypełnić kontrakt i wyjechać. Mimo że czas odseparowanych drutem kolczastym dzielnic traktatowych dawno minął, to nie jeden wciąż zachowuje podobną mentalność kolonialną.
Z drugiej strony większość Chińczyków unika bardziej zażyłych kontaktów z przybyszami. Odgrywa w tym swoją rolę wiele elementów, nie tylko ksenofobia, choć jest ona obecna. Przede wszystkim jest to bariera językowa. Czasami trudno powiedzieć, co sprawia większą trudność: Europejczykowi opanować chiński, czy Chińczykowi nauczyć się najprostszego nawet europejskiego języka. Największą przeszkodę stanowi oczywiście kultura i mentalność, ale to temat na osobny wpis.
Mimo wielu przeszkód, podobnie, jak to było przed II wojną światową, powoli pojawiają się małe wyspy, gdzie zaczyna kiełkować amalgamat kultury zachodniej i chińskiej. Jest to zjawisko wciąż słabe i obarczone tymczasowością. Wyjazd kilku osób oznacza koniec najciekawszego nawet projektu. Z obydwu stron pojawiają się jednak ludzie, którzy próbują prowadzić międzykulturowy dialog.
Natrafiłem w sieci na ciekawy przykład. Oto Lwy z Puxi (Puxi to zachodni brzeg rzeki Hunagpu, historyczne centrum Szanghaju, w którym znajdowały się kiedyś europejskie dzielnice) – zespół obcokrajowców z Shanghaju śpiewających po chińsku. Najważniejsze, że śpiewa o relacjach między Chińczykami a przybyszami.
Ciekawe, czy pojawi się kiedyś nowy twór – kultura euroazjatycka. Zaistnieje sytuacja, kiedy wyrośnie nowe pokolenie osób mieszanych, które nie będą musiały wybierać, czy są Chińczykami czy Europejczykami. Widziałem wśród kilku znajomych pochodzących z mieszanych związków wewnętrzny dylemat „kim jestem?”. Nie potrafią się zdecydować i często przeżywają dramat. Inną kategorię stanowią Chińczycy wychowani na Zachodzie, jak banan, biali w środku a żółci na zewnątrz. Obcy tu i tam.
Są miejsca, jak Hawaje, gdzie się udało. Trzymam kciuki.
