Kim Dzong Un przyznał, że Korea Północna ma problem. To samo w sobie jest już niezwykłe. Kim z numerkiem „trzy” potwierdził, że KRLD stoi w obliczu kryzysu demograficznego. Fakt, że to powiedział wskazuje, że jest nie tylko zaniepokojony kryzysem demograficznym, ale też, że problem jest naprawdę poważny.
Oficjalne dane przekazane przez KRLD do ONZ wskazują, że współczynnik dzietności kobiet wynosi 1,8, a całkowita liczba ludności w 2023 roku sięgnęła 26,2 mln. Oznaczałoby to, że spadek liczby ludności może rozpocząć się około 2034 roku. W rzeczywistości można przypuszczać, że jest gorzej i populacja KRLD zacznie spadać wcześniej, jeżeli to jeszcze nie nastąpiło. Głód z lat 90. raczej nie zaowocował znaczącą rekompensatą demograficzną, ponieważ poziom życia nie uległ zbyt wielkiej poprawie – trudno, aby przejście od głodu do niedożywienia zachęciło do posiadania dzieci. Wzrósł też udział kobiet w gospodarce dzięki ograniczonym reformą gospodarczym, co przekłada się na ich emancypację i niezależność, a to też nie idzie w parze z większą liczbą dzieci.
Korea Północna nie jest jedynym państwem dotkniętym problemami z utrzymaniem dynamiki populacyjnej, ale jej pozbawiona źródeł energii, nowoczesnych maszyn czy zaawansowanych technologii gospodarka potrzebuje ludzi do pracy, aby wspierać pracochłonne rolnictwo i przemysł. Trzeba też jeszcze znaleźć rekruta do armii. Nic dziwnego zatem, że Kim Dzong Un powiedział tysiącom kobiet na spotkaniu matek, że ich obowiązkiem jest produkowanie większej liczby dzieci, aby „powstrzymać spadający wskaźnik urodzeń”.
Propaganda zaraz podchwyciła myśl ukochanego przywódcy i Koreańska Centralna Agencja Informacyjna wysłała w świat przekaz: „Kiedy wszystkie matki wyraźnie zrozumieją, że patriotyzmem jest rodzenie wielu dzieci i robienie tego w pozytywny sposób, nasza sprawa budowy potężnego socjalistycznego kraju może zostać przyspieszona.” Na poziomie praktycznym jednak reżim nie ujawnił żadnych planów wsparcia rodzin i zachęcenia do posiadania większej liczby dzieci.
Można się spodziewać, że wzrośnie presja propagandowa i kadry zostaną zmuszone do realizowania planu urodzeń. W praktyce jednak łatwiej powstrzymać kobiety od rodzenia, niż je zmusić do posiadania dzieci. Przekonali się o tym zarówno właściciele niewolników i siedemnastowiecznych plantacji cukru na Karaibach, jak i współcześnie chińscy towarzysze rodziny Kimów.
—
Zdjęcie: Thomas Evans na Unsplash (Photo by Thomas Evans on Unsplash)
