Wczoraj doszło w Kaszgarze (chin. 喀什 Kashi) w Turkiestanie Wschodnim (chin. 新疆 Xinjiang) do zbrojnej konfrontacji między chińskimi urzędnikami oraz policją a uzbrojoną grupą. Efekt: 21 zabitych, w tym 15 przedstawicieli władz i 6 napastników. Zatrzymano 8 osób.
Oficjalnie „czynniki” oświadczyły, że „wstępne śledztwo ujawniło gang planujący przeprowadzenie aktów terroru, a władze prowadzą dalsze dochodzenie.”
Anonimowy aktywista ujgurski przedstawia inny obraz wydarzeń. Do zamieszek miało dojść po tym, kiedy policja zastrzeliła młodego Ujgura w czasie nielegalnego przeszukania kwartału domów.
Prawdziwy przebieg incydentu jest trudny do wyśledzenia, więc nie ma sensu powtarzać więcej sprzecznych wersji.
Sprawa zbiega się (raczej przypadkowo) z wydarzeniami w Bostonie i zapewne będzie wykorzystana (tym razem już nieprzypadkowo) przez Pekin by podłączyć się do światowej krucjaty przeciw terroryzmowi.
W wymiarze lokalnym nie wiele się zmieni. Ujgurzy (i inne mniejszości muzułmańskie w Turkiestanie Wschodnim) będą nadal pod presją demograficzną migracji Chińczyków Han i działań służb bezpieczeństwa. Krótko mówiąc, tykająca bomba czekająca na moment słabości państwa chińskiego (ChRL lub jakiegokolwiek innego).
W skali globalnej, ChRL dodaje kolejną zadrę w stosunkach z krajami Bliskiego Wschodu wyczulonymi na złe (realne lub nie) traktowanie muzułmanów.
Ciekawe są reakcje w Stanach Zjednoczonych i Europie, a właściwie brak reakcji.
Z jednej strony Zachód walczy teoretycznie z tymi samymi „mocami ciemności”, co Pekin. Z drugiej strony radykalizacja muzułmanów (eksploatowana przez różnej maści Dżihadistów) w takich miejscach, jak Turkiestan Wschodni lub Czeczenia, jest rezultatem porzucenia przez Zachód jego ideałów w imię Realpolitik i cichą zgodą na represje.
W Europie, aby uniknąć tego samego efektu, dano wolność Kosowo. Po doświadczeniach z Bośnią z lat dziewięćdziesiątych i szerzącym się tam fundamentalizmem muzułmańskim, zrozumiano, iż należy wyeliminować jego przyczyny – obcą dominację.
Oczywiście w wypadku Turkiestanu Wschodniego lub Czeczeni nie jest to równie „łatwe”.
Rosja i ChRL są autorytarnymi formacjami politycznymi, które czerpią część swojej legitymacji z obrony mitu imperiów kontynentalnych (używając siatki pojęciowej Arnolda Toynbee’ego). Takie twory nie są zdolne do wyrzeczenia się bezpośredniej „fizycznej” kontroli nad peryferiami.
Wynika to ze sprzężenia miedzy imperium a autorytarnym reżimem. Utrzymanie „imperium” uzasadnia potrzebę autorytarnej władzy, autorytarna władza potrzebuję imperium jako sukcesu.
Jest to sprzeczność niemożliwa do rozwiązania bez przejścia do bardziej wysublimowanej konstrukcji społeczno-politycznej.
Zdjęcie: Anthony Maw