Co raz więcej chińskich matek uważa, że system edukacyjny feminizuje i niszczy ich synów.
Chłopcy zazwyczaj uczą się gorzej od dziewczynek. Nie uprawiają żadnych sportów. Nie potrafią wykonywać najprostszych napraw w domu lub nawet zmienić żarówki. Także współczesne i zazwyczaj związane z chłopcami rzeczy, jak naprawa komputera jest poza zasięgiem młodych Chińczyków.
Na Zachodzie furorę robi mit „Chińskiej Matki-Tygrysicy„. Niestety jest to tylko mit, niemający wiele wspólnego z praktyką. Mówi on bardzie o kondycji Zachodu niż o rzeczywistości Wschodu. Jest kolejnym wcieleniem głęboko zakorzenionej na Zachodzie potrzeby straszenia się Wschodem, który „zaraz nas zaleje”.
Chińskie matki boją się, że ci chłopcy, którzy nie są wystarczająco silni i nie potrafią się oprzeć atmosferze w szkole zamieniają się w „bezradne i sfrustrowane łajzy”.
Nie jest to jedynie chiński problem. Współczesne systemy edukacyjne są na poziomie podstawowym i średnim zdominowane przez kobiety i generalnie dostrojone do ścieżki rozwojowej dziewcząt. Trudno, aby większość chłopców nie wpadała w problemy edukacyjne.
W wypadku Chin na ogólnoświatowe problemy edukacyjne nakładają się kwestie specyficznie chińskie. Nacisk kładziony na pamięciowe zapamiętywanie materiału zamiast na kreatywne myślenie i analizowanie oraz ograniczenie aktywności fizycznej.
Chłopcy, którzy dużą cześć dziennej aktywności powinni spędzać na zewnątrz radzą sobie z wymogami systemu edukacyjnego o wiele gorzej niż dziewczęta. Reakcją jest niechęć do koleżanek z klasy i agresja. Zwłaszcza, że naturalna energia nie może znaleźć ujścia w skrajnie ograniczonym przez system edukacyjny czasie wolnym.
Więcej na The Macathly

Podczas pobytu w Chinach jedna rzecz związana z dziećmi rzuciła mi się w oczy – i to przede wszystkim chłopcami. Często matki i babcie wsiadały do komunikacji miejskiej z chłopcami, którzy dla mnie wyglądali na 5,6 lub trochę więcej lat. I takie dzieci nie mogły stać – matki przepychały się, żeby znaleźć dla nich miejsce siedzące. W mieście – faktycznie było gorąco – ale chłopcy już na prawdę duzi byli noszeni nawet przez babcie na rękach. W metrze – kładli się matkom na kolanach i usypiali. Głośno wyrażali swoje niezadowolenie w każdym możliwym miejscu, a te biedne kobiety starały się ich uspokoić. Mnie się wydaje, że takie dzieci są już duże i czasami sytuacje były śmieszne – kiedy dziecko na oko chodzące już do szkoły – głośno wyraża niezadowolenie w autobusie bo nie ma siedzącego miejsca i babcia bierze go „na barana”… Mnie się wydaje, że to matki same tak wychowują dzieci – szczególnie chłopców. Ja nie rozumiem nic po chińsku, ale czasami pewne sytuacje w komunikacji miejskiej nawet dla mnie były zrozumiałe. Wydaje mi się, że dziecko chodzące do szkoły jest w stanie przestać w metrze 3 przystanki albo wytrzymać spokojnie 20 minut, a nie usypiać i głośno się awanturować jak trzeba wysiąść. Nie wiem jak to wygląda po głębszym poznaniu – ale to co ja zobaczyłam to z pewnością kult małych cesarzy.
PolubieniePolubienie
Ja bym dopisał do tego jeszcze nadwagę, a potem kłopoty z cukrzycą…
PolubieniePolubienie
Nie wiem czy tak jest w rzeczywistości czy ja miałam takie szczęście, ale miałam wrażenie, że zdecydowanie bardziej nadskakują chłopcom niż dziewczynkom… Ale, tak jak mówię – miałam stosunkowo małą liczbę obserwacji.
PolubieniePolubienie
Oczywiście, że nadskakują chłopca. Dziewczynka po wyjście za mąż przejdzie do obcej rodziny i nie będzie mogła składać ofiar na ołtarzu przodków.
PolubieniePolubienie
No tak… mogłam się tego spodziewać :).
PolubieniePolubienie