Aktualizacja. Pojawił się zapis cenzury: 各媒体对湖南龙山县皇仓中学新生军训冲突事件的内容要注意降温,不得继续炒作,质疑批评军训制度的相关言论加以删控。[Wszystkie media mają ograniczyć doniesienia dotyczące konfliktu w czasie szkolenia wojskowego w Huangcang, Powiat Longshan, Hunan. Nie kontynuować promocji historii. Usunąć i kontrolować wpisy kontestujące lub krytykujące szkolenie wojskowe.] Wszystko w myśl tradycyjnej stalinowskiej metody: Temperatura? Zbij termometr, temperatura zniknie.
W ChRL szkolenie wojskowe jest obowiązkowe w szkołach średnich oraz na uniwersytetach. Znalazłem informację, że jakaś forma przysposobienia wojskowego odbywa się też w niektórych szkołach podstawowych. Oczywiście PO w ChRL różni się drastycznie od tego, co ja pamiętam z liceum i generalnie miało do tej pory pozytywną opinię wśród Chińczyków. Jednak incydent z zeszłego tygodnia ujawnił, że nie wszyscy pamiętają szkolenie jako wesoły czas spędzony na świeżym powietrzu na poligonie.
Różne formy przysposobienia wojskowego były obecnie w ChRL od samego początku, ale po 1989 roku nabrało ono nowego znaczenia. Na początku roku akademickiego 1989/90 wszystkich studentów wysłano na roczne szkolenie wojskowe, co miało być zarówno formą zbiorowej kary za protest z Tiananmen, jak i masową reedukacją polityczną „w kamaszach”. Od tamtej pory każdy pierwszy rocznik studentów ląduje jeszcze we wrześniu na miesiąc na obowiązkowym szkoleniu wojskowym, które zgodnie z przepisami mają prowadzić żołnierze ALW. W praktyce zajmują się tym jednak emerytowani oficerowie.
W przeciwieństwie do PO w Polsce, gdzie kładło się (w teorii przynajmniej) nacisk na kwestie obrony cywilnej i pierwszej pomocy, w ChRL jest to trening przede wszystkim fizyczny z podstawowymi elementami wojskowymi, jak strzelanie i rzucanie grantem (atrapą). Wszystko jest to oczywiście niepoważne. Nie da się w cztery tygodnie nikogo przygotować do wojaczki nawet na podstawowym poziomie. Ponadto, wszystkie szkolenia są czysto teoretyczne. Biorąc pod uwagę, że co roku szkolenie przechodzi kilka milionów studentów, to gdyby każdemu pozwolić strzelić choćby trzydzieści razy z ostrej amunicji i rzucić raz prawdziwym grantem, to w ciągu miesiąca zniknęłaby lwia część budżetu obronnego ChRL. Sam fakt, że każdemu trzeba dać mundur i trampki pochłania większość funduszy. Nic dziwnego, że całe szkolenie dzisiaj często ogranicza się do biegania, maszerowania, czołgania, skakania lub nauki pseudo sztuk walki, choć pewnie są bogatsze uniwersytety, w których wygląda to bardziej urozmaicenie.
Studenci traktują całą sprawę jako niepotrzebny obowiązek, albo w najlepszym wypadku jako obóz zapoznawczy. Władze wciąż pewnie traktują to jako formę pokazania studentom „kto tu rządzi”. To też echa rewolucji kulturalnej, w której studenci na wezwanie Mao zwalczali zaistniałe struktury dorosłego świata. Niemniej, tak na prawdę, nikt nie ma pomysłu na szkolenie wojskowe. Jest to jedna z tych rzeczy, które się robi, bo się zawsze robiło, mimo że nikt nie wie, czy ma to jeszcze jakiś sens. Taka „nowa świecka tradycja”.
Teraz wybuchła poważna dyskusja w związku z wydarzeniami w szkole średniej Huangcang w okolicach miasta Longshan 龙山 (Hunan).
Cały incydent rozpoczął się od „niestosownego” zachowani jednego z instruktorów do uczennicy biorącej udział w szkoleniu. Inni uczniowie pośpieszyli koleżance na pomoc. Doszło do lekkiej przepychanki, ale wydaje się, że wszystko na tym etapie było do opanowania i mogło się rozejść po kościach. Nienazwany z imienia instruktor, którego wcześniejsze zachowanie sprowokowało „spięcie” z uczniami postanowił się jednak zemścić i tego samego dnia wziął chłopców z „buntowniczej” klasy na „ścieżkę zdrowia”. W efekcie doszło do eskalacji, lekkie przepychanki zmieniły się w poważniejszą wymianę ciosów. Z pomocą instruktorowi przyszli pozostali szkoleniowcy, wtedy pojawiło się więcej uczniów. W efekcie doszło do „poważnych zniszczeń infrastruktury szkoły, a czterdzieści osób wymagało pomocy medycznej, w tym jeden z nauczycieli, który próbował rozdzielić obydwie strony”. Podobno instruktorzy w czasie szkolenia pili alkohol i wulgarnie odnosili się do uczniów.
Od tygodnia echa incydentu nie milkną. W Internecie ścierają się dwie postawy. Pierwsza to głównie osoby starsze, narzekające na słabość i miękkość nowego pokolenia „małych cesarzy” i uważające, że szkolenie wojskowe jest może brutalne, ale potrzebne młodym aby zhardzieli. Druga strona, osoby młodszego i średniego pokolenia podważają sens szkolenia, ale przede wszystkim dzielą się własnymi doświadczeniami i wspomnieniami. Co ciekawe, nad wyraz często w tych wspomnieniach przewija się motyw „niestosownego”, mającego seksualny charakter, zachowania się instruktorów w stosunku do dziewcząt.
Władze muszą być ostrożne. Szkolenie wojskowe dotyczy sporej liczby ludzi w ChRL. Przede wszystkim jednak klasy średniej, której KPCh nie chce antagonizować. Paradoksalnie, ALW rekrutuje się głównie z mieszkańców wsi, którzy nie przechodzą PO w szkole. Ich edukacja kończy się zazwyczaj na wiejskiej podstawówce. Innym problemem jest ukryta niechęć i pogarda dla wojskowych, którą – ku zdziwieniu władz – kreuje obowiązkowe szkolenie wojskowe, co ujawnił incydent z Longshan.
Jak zwykle wszystko sprowadza się do czynnika ludzkiego. To instruktorzy są odpowiedzialni za atmosferę i przebieg szkolenia. A to co jest dobre z plutonem rekrutów ze wsi (samych mężczyzn), niekoniecznie musi się sprawdzać z koedukacyjną grupą młodzieży z miasta.