Wiem, że temat relacji w trójkącie Indie, ChRL i Stany Zjednoczone gości tutaj często, lecz jestem przekonany, iż to one determinują przyszłość nie tylko regionu, ale też i świat. Rosja i Ukraina, dług Grecji a nawet psychopaci z ISIS to tymczasowe zawirowania. Tragiczne dla ludzi i krajów w nie uwikłanych, ale nie mają zdolności do kształtowani globalnych trendów i wpływania na przyszłość w perspektywie stuleci.
Pekin skierował oficjalny protest w piątek przeciwko wizycie premia Indii Narendra Modiego w stanie Arunachal Pradesh, do którego ChRl zgłasza roszczenia.
ChRL uznaje za swoje terytorium całość stanu Arunachal Pradesh nazywając go Południowym Tybetem. Znajdujące się tutaj miasto Tawang na wysokości ponad 3000 m jest jednym z najważniejszych centrów kulturalnych i religijnych Tybetu. Jego rola znacznie wzrosła właśnie dzięki temu, że uniknęło losu reszty Tybetu, mimo że znalazło się na krótki okres we władaniu ChRL w czasie wojny indyjsko-chińskiej w 1962 roku.
Mimo ostrego protestu w wydanym oświadczeniu Pekin uznał jednak wizytę Modiego za „niedeterminującą rozwoju wzajemnych relacji”.
Sam Modi w czasie podrózy nie odniósł się do ChRL ani słowem, ale za to mówił o przeznaczeniu dużych sum na rozwój infrastrukturalny regionu obiecując więcej inwestycji w ciągu najbliższych pięciu lat niż w czasie ostatnich 28.
Po wizycie prezydenta Obamy w Indiach w styczniu br. uznano, całkiem słusznie, że mimo bliskich związków Modiego z ChRL w przeszłości, interes strategiczny Indii leży we współpracy ze Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami. Pekin co prawda zaraz po wyjeździe Obamy ogłosił, że Modi odwiedzi jeszcze w tym roku ChRL przedstawiając tą jeszcze nieodbytą wizytę jako sukces, który przekreśli zbliżenie New Delhi z Waszyngtonem. Wydaję się to jednak przejawem myślenia życzeniowego. Nadzieja jednak umiera ostatnia, co może tłumaczyć łagodzące tony z piątkowego protestu.
Co ciekawe, jeszcze w styczniu Pekin protestował przeciwko wypowiedzi japońskiego ministra spraw zagranicznych Fumio Kishidy, który uznał w pełni indyjskie prawa do Arunachal Pradesh. Co było oczywiście miło przyjęte w New Delhi i było elementem japońsko-amerykańskiej strategi przyciągania Indii. Raczej skutecznej, co musi być jasne dla stałych czytelników tego bloga.
Zresztą, wizyta Modiego w spornym regionie akurat teraz, po rozmowach z Obamą nie jest przecież przypadkowa.

