Argumentacja Pekinu w sporze na Morzu Południowochińskim zaczyna przybierać… ciekawe formy.
Minister Sprawa Zagranicznych ChRL Wang Yi (王毅) powiedział dzisiaj, że „zmiana stanowiska w sprawie roszczeń na Morzu Południowochińskim mogłoby przynieść wstyd przodkom, a brak przeciwstawienia się naruszaniu suwerenności Chin zawstydziłoby ich dzieci”.
Wang powiedział także, że „tysiąc lat temu Chiny był wielkim narodem morskim, więc oczywistym jest, że to Chiny musiały jako pierwsze odkryć, używać i administrować wyspami Nansha”*.
Gdyby to była argumentacja taksówkarza z Szanghaju, to byłoby nawet zabawne, ale są to słowa ministra spraw zagranicznych nuklearnego państwa aspirującego do roli supermocarstwa.
Wysuwanie roszczeń terytorialnych przez komunistyczny (ergo ateistyczny) reżim powołując się na przodków jest może i śmieszne, ale przede wszystkim wskazuje na totalny mętlik ontologiczny.
Oczywiście, kolejny argument jest pójściem dalej od tradycyjnego: „byli my tutaj pierwsi i pierwsi my nasikali na ten kamień”. Teraz obowiązuje wersja: „może nie mamy dowodów, że byli my tutaj pierwsi, ale musieli to być my”. Żelazna logika. Zgodnie z nią Kalifornia też jest chińska, tam też przecież „musieli pierwsi dopłynąć”.
Strach się bać.
*Wyspy Nansha (南沙群岛) to chińska nazwa wysp Spratly.

