Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Pekinie oskarżyło w piątek Stany Zjednoczone o wpływanie na prace Stałego Trybunału Arbitrażowego w Hadze w sprawie skargi Filipin na jednostronne działania ChRL na Morzu Południowochińskim.
To reakcja na oświadczenie Daniela Russela, asystenta Sekretarza Stanu Stanów Zjednoczonych, iż zarówno Filipiny jak i ChRL pozostając stronami Konwencji ONZ o Prawie Morza będą musiały wykonać wyrok trybunału.
ChRL twierdzi, że spór na Morzu Południowochińskim dotyczy suwerenności i dlatego może być rozwiązany tylko bilateralnie, a nie odnosi się do kwestii eksploatacji mórz. No cóż, mimo tej argumentacji i odmowy Pekinu wzięcia udziału w postępowaniu trybunał zdecydował się rozpatrzyć teraz skargę Filipin złożoną w 2013 roku.
Podjęcie sprawy przez trybunał stanowi problem dla ChRL. Oczywiście nie wykona ona wyroku trybunału (jeżeli on w ogóle zapadnie) i nikt nie pójdzie z tego powodu na wojnę. Od lat jednak Pekin nawołuje do ułożenia stosunków międzynarodowych na prawie międzynarodowym i regularnie oskarża Zachód, a zwłaszcza Waszyngton, o jednostronne akcje. Niewykonanie decyzji trybunału postawi go w trudnej sytuacji politycznej, zwłaszcza wobec bloku afrykańskiego, czy regionu południowoamerykańskiego.
Idea oparcia relacji międzynarodowych na prawie jest bardzo popularna w krajach południa, gdzie jest postrzegana jako forma ochrony przed silniejszymi i to nie tylko tymi z Zachodu. Rozwój dobrych relacji ChRL z regionem był możliwy – między innymi oczywiście – na gruncie zapewnień o poszanowaniu suwerenności, przestrzeganiu prawa międzynarodowego i respektowaniu arbitrażu.
Dlatego teraz trzeba wymyślić powód, dla którego wyrok zostanie zignorowany. A co się lepiej do tego nadaje niż amerykańskie machinacje? Stąd wypowiedź – bardzo pogmatwana – szefa MSZ:
„Próbując pchnąć do przodu arbitraż jednostronnie zainicjowany przez Filipiny strona Stanów Zjednoczonych zachowuje się jak arbiter spoza trybunału wyznaczając kierunek dla trybunału arbitrażowego (…). Jest to niezgodne z pozycją strony Stanów Zjednoczonych, którą, jak twierdzi, zajmuje w kwestii dotyczącej sporów na Morzu Południowochińskim.”