Protestujący studenci wdarli się w piątek do ministerstwa edukacji. To kontynuacja pikiety z czwartku przed ministerstwem, kiedy domagali się dymisji ministra edukacji Wu Se-hwa (吳思華) oskarżanego o sinizację programów nauczania.
Protest wywołały nowe zalecenia dotyczące tworzenia podręczników dla szkół średnich, w których mają się znaleźć „małe”(według ministerstwa) zmiany w programach geografii, WOS, chińskiej literatury oraz historii. Najwięcej emocji budzą zmiany w podręcznikach do historii, które mają być bardziej skoncentrowane na historii Chin a mniej na Tajwanie. Okres rządów Republiki Chińskiej na Tajwanie ma także być rozbudowany i pokazany w lepszym świetle, a równocześnie rządy japońskie mają zyskać bardziej krytyczny rys. Według protestujących, zmiany są robione pod dyktando kontynentu i traktują Tajwan bardziej jako część Chin, a mniej niż samodzielne i demokratyczne państwo.
Punktem zapalnym była śmierć dwudziestoletniego Lin Kuan-hua, rzecznika protestujących. Oficjalnie zgon zakwalifikowano jako samobójstwo. Nieznane są jednak motywy. Lin nie pozostawił też żadnego listu lub informacji. Lin był aresztowany w zeszłym tygodniu wraz z 33 innymi w czasie pierwszych protestów.
Trudno zrozumieć działania guomindangowskiej administracji. Na parę miesięcy przed wyborami prezydenckimi, kiedy wszystkie sondaże dają przewagę liderce opozycji, otwiera się nowy „front” przez zmiany programów nauczania. Jeżeli miała to być prowokacja, to chyba nie doceniono nastrojów na Tajwanie. Przecież nikt chyba nie liczy na trwałość tych zmian po zwycięstwie Tsai Ing-wen z DPP.
Czy to klasyczny przykład alienacji władzy? A może pułapka na nową władzę, która będzie próbowała odwrócić zmiany i w ten sposób wystawi się na krytykę Pekinu?