Prezydent Tsai Ing-wen zatrzymała się wczoraj w Miami na Florydzie w drodze do Panamy. Nie doszło do żadnego spotkania z przedstawicielami administracji Obamy (przynajmniej żadnego, o którym byśmy wiedzieli) – Waszyngton nie chce drażnić Pekinu. Mimo to Tsai odbyła kilka spotkań.
Na lotnisku została powitana przez Ileana Ros-Lehtinen, byłą przewodniczącą komisji spraw zagranicznych Izby Reprezentantów. Rozmawiała także z Marco Rubio – byłym „kandydatem na kandydata” z ramienia Partii Republikańskiej, starającym się obecnie o reelekcję do Senatu.
Niby nic nieznaczące spotkania, ale w mniemaniu Waszyngtonu wystarczą by z jednej strony pokazać ChRL przywiązanie do kwestii niepodległości Tajwanu i uznania procesu demokratycznego na wyspie, a z drugiej uniknąć nadmiernego irytowania.
W międzyczasie Pekin ogłosił jednak, iż zrywa kanał komunikacji z Tajpej.
Jako powód zerwania dialogu z wyspą podano „brak uznania zasady jednych Chin” przez nowe władze tajwańskie. Faktycznie Tsai nigdy nie zadeklarowała, iż uznaje tzw. „konsensus jednych Chin” z 1992 roku, ale nie raz potwierdziła, że pragnie utrzymania status quo i pokojowych relacji w Cieśninie Tajwańskiej.
Nieoficjalny kanał komunikacji między Tajwanem a kontynentem został ustanowiony po objęciu w 2008 prezydentury na wyspie przez Ma Ying-jeou. Miał on formę regularnych, choć nieformalnych, spotkań przedstawicieli obydwu stron.
Niektórzy komentatorzy na Tajwanie uznają, że cała sprawa to przekaz nastawiony przede wszystkim do opinii publicznej w samej ChRL. Trudno sobie wyobrazić, że przedstawiciele Komunistycznej Partii Chin mogliby siąść do wspólnego stołu z ludźmi z niepodległościowej Demokratycznej Partii Postępu.
Wydaje się także, że Pekin zrezygnował z prób przeciągnięcia tajwańskiej opinii publicznej na swoją stronę. Deportacje obywateli Tajwanu z Kenii czy ostatnio z Kambodży do ChRL dowodzą, że KPCh idąc za radą Machiavellego w „Księciu” wybrała strach.
Rodzi się z tego pytanie: czy lepiej jest budzić miłość niż strach, czy strach niż miłość. Odpowiem, że chciałoby się i jednej, i drugiej rzeczy, lecz ponieważ trudno połączyć je, więc gdy, jednej ma brakować, o wiele bezpieczniej budzić strach niż miłość.
Zerwanie – i tak martwego ostatnio kanału komunikacji – jest po prostu kolejnym elementem kampanii strachu.