Marynarki wojenne ChRL i Rosji rozpoczęły dzisiaj ośmiodniowe manewry na Morzu Południowochińskim pod kryptonimem „Joint Sea-2016”.
W ćwiczeniach biorą udział jednostki nawodne i podwodne, jak i lotnictwo morskie oraz wojska desantowe. Według podanych informacji przećwiczone mają być działania ratownicze, zwalczanie okrętów podwodnych oraz symulacja przejęcia kontroli nad wrogą wyspą.
Ciekawy zestaw ćwiczeń, które według oficjalnych informacji mają służyć poprawie zdolności… obronnych.
Rosja to jedyny kraj, który w konflikcie na Morzu Południowochińskim, de facto wspiera ChRL, Oczywiście, werbalnie stanowisko Pekinu zostało poparte przez wielu przywódców trzeciego świata. Nawet prezydent RP miał poprzeć roszczenia Pekinu – choć tak twierdzi tylko strona ChRL. Ale z „naszym” prezydentem to nigdy nie wiadomo…
Zastanawiam się jednak, czy Moskwa rzeczywiście poszłaby na wojnę z Zachodem by pomóc ChRL.
W odwrotnej sytuacji, nie mam wątpliwości, że Pekin nie ruszyłby palcem aby pomów Kremlowi. Za to wytargowałby duże ustępstwa od Zachodu. Bez względu, kto będzie rządził, to „refleks historyczny” go nie zawiedzie.
Rosjanie muszą sobie z tego zdawać sprawę. Dlatego nie wiadomo, jakby się sami zachowali. Czy też by starali się coś wynegocjować od Zachodu?
Wiadomo w takim wypadku, że to my zapłacimy rachunek. Jak zawszę.
Chyba wszystko może zależeć od tego, kto będzie w takiej sytuacji zasiadał na Kremlowskim tronie. Putin szybko by sprzedał „chińskich towarzyszy” targując się wysoko, lecz kogoś innego mogłaby ponieść wyobraźnia.
Ciekawy to sojusz, w którym sojusznicy nie ufają sobie nawzajem, a w rzeczywistości bardziej by pragnęli dogadać się z Waszyngtonem.
Miejmy nadzieję, że nie będziemy musieli się o tym kiedyś przekonać.