Autor: Graham Allison
Tytuł: Destined for War: Can America and China Escape Thucydides’s Trap?
Wydawnictwo: Houghton Mifflin Harcourt (2017)
Muszę napisać, że byłem trochę uprzedzony do tej pracy od samego początku, mimo iż twierdzenia krytyków, że została napisana na kolanach są nieprawdziwe – Allison ukuł termin „pułapki Tukidydesa” już jakiś czas temu (Wikipedia błędnie podaje, że pojawił się dopiero w artykule w New York Times z 6 kwietnia br.) i pracował nad nią od jakiegoś czasu.
Generalnie jestem jednak przeciwnikiem poszukiwania analogi historycznych na siłę i bałem się, że jest to kolejna pozycja odwołująca się do pozornie atrakcyjnych analogii z przeszłości, by „wcisnąć” czytelnikom kilka prostackich tez. Co niestety zdarza się nawet najlepszym.
No cóż, z czegoś trzeba żyć, a naprawdę poważne opracowania bestsellerami się nie stają.
Generalnie nie byłoby źle, ale niestety książkę otwiera rozdział poświęcony wzrostowi ChRL w ostatnich dziesięcioleciach. Co by nie tracić czasu i słów to muszę scharakteryzować go w brutalny sposób: powtarza propagandową papkę Pekinu.
Dalej jest już trochę lepiej. Allison – profesor Uniwersytetu Harvarda (co jest czytelnikowi przypominane aż do znużenia) – całkiem sprawnie tworzy paralelę między wojną peloponeską (właściwie dwoma wojnami) o dominację w greckim świecie starożytności oraz relacjami niemiecko-brytyjskimi przed I wojną światową.* I nic nie mogę tutaj zarzucić jego rozprawię, ale treść jest przeplatana opowieściami o sobie i mam wrażenie, że nie służy niczemu poza autokreacją autora. Cały tekst na tym bardzo traci.
Na końcu Allison pokazuje, że konflikt zbrojny nie musi być nieunikniony. Dlatego książka Allisona ma w sumie optymistyczny wydźwięk, ponieważ zdaje się przekonywać, że konflikt jest możliwy do uniknięcia. Jednak analogia relacji amerykańsko-brytyjskich pokazuje, że jeżeli hegemon zrezygnuje z wojny, to ostatecznie przegrywa bez walki… Co raczej, w mojej opinii, nie jest zachęcające dla Waszyngtonu by szukać pokojowego modus vivendi z Pekinem.
Ja bym jeszcze jednak zauważył – jeżeli już chcemy się bawić w tworzenie analogi historycznych – dwie inne prawidłowości.
W wypadku zarówno wojen peloponewskich (I i II), jak i w wyniku obydwu wojen światowych (I i II) mocarstwa pretendujące (Ateny i Niemcy) przegrały, ale zwycięscy starzy hegemoni (Sparta i Wielka Brytania) sami ostatecznie utracili znaczenie. Sparta w 371 roku p.n.e. (czyli ledwie w 33 lata po zwycięstwie nad Atenami) przestała się liczyć po przegranej z Tebami w bitwie pod Leuctrą. Wielka Brytania wyszła w 1945 roku z II wojny światowej zwycięsko tylko po to, aby utracić anachroniczne imperium kolonialne, o którego ochronę między innymi poszła na wojnę w 1914 roku – proces utraty wpływów na rzecz Stanów Zjednoczonych zaczął się już po 1918 roku.
To też ciekawe, że w obydwu wypadkach prawdziwym zwycięzcą okazała się trzecia siła. W starożytnej Grecji Teby (zastąpione szybko przez Macedonię), a w XX wieku Stany Zjednoczone. Tylko kto miałby być tą trzecią siłą w XXI wieku? Europa? Indie?
* Pomiędzy znajdziemy rozdział poświęcony bodajże szesnastu podobnym przykładom, ale nie ma sensu się nimi tutaj zajmować.
„ciekawe, że w obydwu wypadkach prawdziwym zwycięzcą okazała się trzecia siła. W starożytnej Grecji Teby (zastąpione szybko przez Macedonię), a w XX wieku Stany Zjednoczone. Tylko kto miałby być tą trzecią siłą w XXI wieku? Europa? Indie?”
Nie podejmuję sie odpowiedzieć dokładnie na to pytanie, ale proponuję spojrzec na nie szerzej. Zamiast ograniczać sie do narodowości i lokalizacji geograficznych – trzeba spojrzec na zwycięzców tego konfliktu inaczej. Zwycięzcami po II wojnie (i w nastepnych 20 latach) nie były tylko Stany Zjednoczone (choć ekonomicznie – zyskały najwięcej). Zwycięzcami były miliony ludzi, których świat radykalnie sie zmienił (chciałbym napisać – „poprawił” – chociaż to byłaby prawda tylko statystycznie) – od narodów Związku Radzieckiego, przez miliony Chińczyków, ludność Afryki… Zamiast wyzysku w formie kolonializmu i kapitalizmu – do gry weszły demokratyczny kapitalizm i (teoretycznie demorkatyczny, w praktyce bywało róznie) komunizm, dające jednostce więcej praw. Powstało wiele wolnych państw.
Śmiem twierdzić, że nowa „wojna peloponeska” może sprawić, że wielkim przegranym tego konfliktu będzie demokracja i wolność – a zwycięzcą świat ograniczeń, kontroli, nadzoru i nacisku. Jeszcze nie opisano jego założeń teoretycznych (potrzebni mu są Marx i Engels 🙂 ale rosnie rola społeczeństw stawiających swoim obywatelom ograniczenia wolności. Oczywiście wszystko to dla ich dobra ;-).
Zbyt koncentrujemy się na pieniądzu, ekonomii, PKB. Nie skupiamy sie na szerzej pojętym dobrobycie, dobrostanie… Może dlatego, że nie potrafimy go obiiektywnie mierzyć?
PolubieniePolubienie