Koledzy Michał Lubina i Adrian Brona napisali do ostatniego numeru „Polityki” ciekawy tekst o chińskiej dyplomacji. W reakcji postanowiłem napisać coś pomiędzy suplementem a łagodną polemiką. Artykuł rzetelnie i w przyjazny sposób dla masowego odbiorcy przedstawia fenomen wilczej dyplomacji. Sam bym poruszył wątki, które zamieścili w tekście. Jednak zgodnie z chińską maksymą ukryj sztylet w uśmiechu (笑里藏刀) czas na kilka suplementarnych uwag. Inaczej nie miałbym o czym dzisiaj pisać
Moim zdaniem dyplomacja ChRL, prowadzona w rzeczywistości przecież przez KPCh, wraca po prostu do swoich starych zwyczajów. Jeżeli popatrzymy, jak zachowywali się chińscy dyplomaci w czasach rewolucji kulturalnej, ale też jeszcze w latach pięćdziesiątych, to obecne ekscesy nie powinny dziwić. Oczywiście, zarówno dzisiaj, jak i wtedy potrafili oni „emanować spokojem, taktem i profesjonalizmem.” Zwłaszcza w krajach, gdzie próbowali coś ugrać. Jednak chińskie kadry dyplomatyczne zawsze były bardzo nierówne. Ci z „nienaganną angielszczyzną” trafiali do Europy lub Stanów Zjednoczonych, ale już wielu emisariuszom ludu chińskiego do bratnich krajów trzeciego świata słoma ryżowa nigdy nie przestała wystawać z łapci. To co teraz odkrywa wielu zachodnich polityków, było i jest chlebem powszednim w kontaktach z chińskimi placówkami przywódców Afryki i Azji. Nie przypadkiem Zhao Lijian zaistniał na Twitterze w czasie pobytu w Pakistanie. Po prostu przeniósł do mediów społecznościowych styl chińskiej dyplomacji w trzecim świecie.
Odchodząc już od tekstu Lubiny i Brony, który szczerze polecam, ponieważ jest w nim wiele cennych uwag i ocen zjawiska wilczej dyplomacji,1 to moim zdaniem na ten fenomen trzeba spojrzeć trochę inaczej. Zamiast próbować oceniać go z perspektywy tęsknoty za krótkim okresem „normalnego zachowania” narzuconego przez Deng Xiaopinga (byłbym także ostrożny w idealizowaniu i jego), to trzeba spojrzeć na wilczą dyplomację poprzez pryzmat mechanizmów politycznych ChRL.
Moim zdaniem zjawisko wilczej dyplomacji jest po prostu kolejną kampanią polityczną KPCh. Partia nigdy nie rozróżniała specjalnie między polityką zagraniczną a wewnętrzną. Są to dla niej jedynie dwa aspekty tej samej wielkiej walki (大斗争) z wrogiem klasowym, wewnętrznym i zewnętrznym. Zwłaszcza Xi Jinping, dziecko rewolucji kulturalnej i wierny czytelnik dzieł Stalina,2 zarówno umacnia swoją władzę jak i przeprowadza zmiany polityczne za pomocą kolejnych kampanii politycznych. Także kampania wilczej dyplomacji, jak każda inna kampania polityczna w KPCh ma kilka wymiarów. Jednym z nich jest zidentyfikowanie elementów niepewnych politycznie we własnych szeregach. Dlatego chińscy dyplomaci są moim zdaniem bardziej motywowani strachem niż karierą. Inny wymiar kampanii to oddziaływanie na krajową opinię publiczną. Trzeba pokazać, że nie tylko wstaliśmy z kolan, ale stoimy wyprostowani, zwarci i gotowi. Wreszcie, to kampania walki w wrogami zewnętrznymi, to sposób oddziaływania psychicznego i forma sygnału ostrzegawczego. Mam sporę wątpliwości, czy tak wielu partyjnych decydentów widzi (owszem są takie głosy), jak przeciwskuteczne jest to działanie. Trzeba pamiętać, że w sumie ci co chcieli wytapiać stal w dymarkach, w większości wierzyli w to co robili. Otrzeźwienie przyszło dopiero, kiedy było za późno.
—
1 Jedyna rzecz, która mnie uwiera, to pewne uproszczenie, że ojciec Xi Jinpinga, Xi Zhongxun był przybocznym Mao. Samo w sobie to prawda, ale sugeruje też, że Xi senior był jakimś twardogłowym maoistą. Pamiętajmy, że Mao go represjonował w 1962 roku i chociaż Xi senior pozostał wiernym KPCh, to po rehabilitacji w czasach Denga Xiaopinga okazywał liberalne inklinacje. Rozkręcał chiński cud gospodarczy w Guangdong, a w 1989 roku będąc już na emeryturze partyjnej, sprzeciwiał się masakrze na placu Tiananmen. Ponadto nie jest jasne jakie były jego relacje z dorastającym synem. Możliwe, że młody Xi został twardogłowym na złość liberalnemu ojcu. Inna sprawa, czy takie psychologizowanie w ogóle ma sens w politologii.
2 To Xi Jinping miał nakazać wydać w ChRL brakujące tomy „Dzieł Wszystkich” krwawego górala, które nie ukazały się nawet w ZSRR.