Departament Skarbu dodał SenseTime, chiński start-up zajmujący się sztuczną inteligencją do listy „chińskich firm wojskowo-przemysłowych” i objął ją tym samym sankcjami. Spółka jest oskarżona o opracowanie programów rozpoznawania twarzy, które mogą określić pochodzenie etniczne człowieka, ze szczególnym naciskiem na identyfikację Ujgurów. W konsekwencji grupa odroczyła debiut na giełdzie w Hong Kongu, gdzie planowano sprzedaż 1,5 mld akcji w przedziale cenowym od 3,85 HKD do 3,99 HKD. Dawało to wycenę 767 mln USD, co było już zredukowaną wyceną z 2 mld USD jeszcze na początku br. To pokłosie wcześniejszych oskarżeń o współudział w ludobójstwie w Xinjiang.
Przedstawiciele spółki oświadczyli, że nadal zobowiązuje się ona do zakończenia oferty i opublikuje dodatkowy prospekt oraz zaktualizowany harmonogram notowań. Zapewniono także, że zostaną zwrócone w całości, bez odsetek, wszystkie środki wszystkim tym, którzy złożyli już zapisy na jej akcje, a teraz postanowią się wycofać. Media twierdzą, że firma stara się działać szybko, aby uniknąć regulacyjnego wymogu ponownego zgłoszenia oferty publicznej po 9 stycznia, kiedy jej dane finansowe w bieżącym prospekcie musiałyby zostać zaktualizowane.
To ciekawy przypadek. Wpisanie na czarną listę zadało firmie precyzyjny cios. Nie zniszczy to jej, ale bardzo ograniczy jej rozwój w przewidywalnym czasie, a ponadto będzie przestrogą dla innych. Oczywiście, KPCh zależy na rozwoju sztucznej inteligencji, więc będzie finansować badani nad nią. Jednak będzie musiała na to przeznaczać pieniądze chińskiego podatnika lub zmusić do tego chińskie firmy, zamiast ściągać kapitał ze świata przez giełdę w Hong Kongu.