Jak podaje Reuters minister obrony Japonii, Nobuo Kishi zgodził się na uruchomienie1 w przyszłym roku gorącej linii między japońskim i chińskim centrum dowodzenia. Otwarcie linii miało być uzgodnione w czasie poniedziałkowej wideokonferencji Kishi z chińskim ministrem obrony, Wei Fenghe.
Według źródeł w japońskim rządzie, na które powołują się agencje, Kishi miał z naciskiem mówić o zachowaniu stabilności w Cieśninie Tajwańskiej. To kolejny sygnał wysłany przez Tokio do Pekinu, że Japonia nie będzie się przyglądać z boku w wypadku zaostrzenia się sytuacji wokół Tajwanu. W tle jest pogarszająca się sytuacja na granicy rosyjsko-ukraińskiej. Wydaje się, że w Tokio jest na poważnie rozważany scenariusz, w którym wojnie na Ukrainie towarzyszyłaby jakaś chińska prowokacja wobec Tajwanu. Pekin miałby zakładać, że Waszyngton zajęty kryzysem w Europie nie byłby zdolny do zareagowania na Zachodnim Pacyfiku. Zwłaszcza, gdyby akacja nie miała formy inwazji na sam Tajwan, ale zajęto by na przykład wyspę Itu Aba lub Pratas, znajdujące się pod tajwańską administracją. ChRL może zakładać, że w takim wypadku brak zdecydowanej reakcji Waszyngtonu znacząco osłabiłby jego wpływy w regionie, ponieważ podważyłby wiarygodność amerykańskich gwarancji.
Czeka nas kilka nerwowych miesięcy.
—
1 Tak naprawdę to drugie podejście do tematu, ponieważ już 2018 roku zapowiadano otwarcie takiej linii, po utworzeniu mechanizmów komunikacji w przestrzeni powietrznej i na morzu.