Szef Partii Narodowej (KMT) Eric Chu wybrał się w podróż do Waszyngtonu z zadaniem zmienienia „pro-chińskiego” imaż partii. Przemawiając w poniedziałek w najbardziej chyba z pro-chińskich think-tanków w stolicy Stanów Zjednoczonych, Brookings Institution Eric Chu potępił tych, którzy nazywają KMT pro-chińskim. „Etykietowanie głównej tajwańskiej partii opozycyjnej Kuomintang jako pro-chińskiej jest błędem, ponieważ zawsze była ona proamerykańska i jest oddana obronie wyspy, ale także rozmowom z Pekinem” – powiedział, przemawiając po angielsku.

Eric Chu, który objął stanowisko przewodniczącego KMT we wrześniu ub. r., obiecuje rewitalizację partii, która przegrała dwa razy z rzędu podwójne wybory prezydenckie i parlamentarne (2016 i 2020). Partia jest postrzegana przez większość Tajwańczyków jako pro-chińska, co jest w dużym stopniu prawdą, ponieważ jej bazę stanowią przybysze i ich potomkowie z kontynentu, którzy znaleźli się na Tajwanie po II wojnie światowej, a po 1949 roku przez lata stanowili uprzywilejowaną grupę. To oznacza jednak, że KMT jest coraz bardziej odklejona od większości Tajwańczyków, którzy nie czują nic wspólnego z autokratycznymi Chinami, a równocześnie jest zakładniczką swojej bazy.

Odpowiedzią na ten polityczny „paragraf 22” jest retoryczna ekwilibrystyka Erica Chu. Dlatego w Waszyngtonie w jednym przemówieniu mógł powiedzieć, że Tajwan musi mieć silną obronę, że partia opowiada się za współpracą z Chinami w celu zapewnienia stabilności, że KMT jest partią proamerykańską „na zawsze”, że „Tajwan może mieć demokrację, dlaczego więc pewnego dnia nie miałyby jej mieć Chiny? Musimy poczekać, aż to się stanie, ale potrzebujemy Tajwanu jako modelu”. No cóż, to wszystko mogło brzmieć sensownie w latach 90. ubiegłego wieku, ale dzisiaj jest dowodem na brak pomysłu KMT na siebie. ChRL oddala się od jakichkolwiek nawet złudzeń liberalizacji i stawia na rozwiązanie siłowe „kwestii tajwańskiej”, ponieważ zdaje sobie – wygląda, że nawet lepiej niż KMT – z nastrojów w społeczeństwie tajwańskim.

Eric Chu chyba też nie znajdzie zbyt wielu chętnych rozmówców w Waszyngtonie. No może Henry Kissinger, ale jemu za rozmowę trzeba słono zapłacić, podobno.

Opublikował/a Michał Bogusz

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.