Japoński okręt wojenny po raz pierwszy przepłynął wczoraj przez Cieśninę Tajwańską, aby potwierdzić wolność żeglugi. Do operacji1 doszło tydzień po tym, jak chiński lotniskowiec przepłynął między dwiema japońskimi wyspami w pobliżu Tajwanu.
Niszczyciel Sazanami przeszedł cieśninę razem australijskimi i nowozelandzkimi jednostkami. Według doniesień agencyjnych trzy państwa planują wspólne manewry na Morzu Południowochińskim, ale z tego co wiem, nie ma oficjalnego potwierdzenia.
18 września lotniskowiec Liaoning w towarzystwie dwóch niszczycieli po raz pierwszy przeszedł między dwiema japońskimi wyspami Yonaguni i Iriomote w archipelagu Riukiu. Tokio stwierdziło, że okręty wpłynęły do jego strefy przyległej – 12 mil morskich od granicy morza terytorialnego, i nazwało incydent „całkowicie niedopuszczalnym.” Pekin stwierdził, że wszystko odbyło się zgodnie prawem międzynarodowym. Trzeba uczciwie przyznać, że to prawda. Sama droga wodna między wyspami ma szerokość 35 mil morskich, ale zgodnie z prawem międzynarodowym okręty innych państwa mogą przechodzić przez strefę przyległą.
Dzisiaj japońskie media, powołując się anonimowe źródła rządowe, twierdzą, że premier Fumio Kishida polecił przejście przez Cieśninę Tajwańską w obawie, że bezczynność po wtargnięciu Chin na terytorium Japonii może zachęcić Pekin do podjęcia bardziej asertywnych działań.
I to też prawda. Nic nie zachęca tak do agresji jak słabość, kunktatorstwo i brak odpowiedzi.
—
1 Nie nazwałbym tego do końca „operacją egzekwowania wolności żeglugi” (Freedom of Navigation Operation, FONOP), ale i tak Pekin będzie poirytowany.
