
Fałszywi chińscy mnisi dotarli już nawet do Nowego Jorku. (za: Times Union)
Xinhua donosi, iż władze postanowiły zacząć wydawać certyfikaty autentyczności buddyjskim i taoistycznym świątyniom aby ograniczyć problem, jaki tworzą fałszywi mnisi zbierający datki, które nigdy nie trafiają na cele religijne.
Certyfikaty będzie wydawać Państwowa Administracja do Spraw Religijnych, która nadzoruje organizacje religijne w ChRL.
W ChRL przekręt „na mnicha” jest niewiarygodnie popularny. Funkcjonują nie tylko gangi fałszywych mnichów o charakterze kryminalnym, ale też wiele instytucji państwowych czy samorządowych, które „opiekują się” starymi świątyniami bez prawdziwych mnichów, często wynajmuje ludzi, którzy udają mnichów „na osiem godzin”. W takim wypadku łatwiej przyciągnąć turystów, którzy także chętniej dają duże datki na świątynię, która wydaje im się, że nadal funkcjonuje, jako miejsce kultu religijnego.
W ChRL jest obecnie około 33 tysięcy buddyjskich świątyń i ponad 9 tysięcy taoistycznych. Władze już dawno zabroniły uzyskiwania dochodów z działalności religijnej, kiedy w latach dziewięćdziesiątych doszło do istnej komercjalizacji miejsc kultu. Trzeba było także zabronić wprowadzania świątyń na… giełdę.
To paradoks, ale cały proceder jest efektem z jednej strony „bumu religijnego” w ChRL, gdzie nikogo już chyba nie zadowala oficjalna ideologia, a nie wszystkim wystarcza kult pieniądza. Tak powstaje dobra pożywka dla wszelkiego rodzaju szarlatanów i handlarzy nadzieją. Z drugiej, zwalniająca gospodarka, pełna – przede wszystkim niewidocznych – barier nie daje możliwości inwestycji poza nieruchomościami lub dziwacznymi przedsięwzięciami w stylu „Świątynia Inc.”
Certyfikaty wydawane przez władze jedynie potwierdzają fakt, że dana świątynia działa zgodnie z prawem. Nie trudno sobie jednak wyobrazić, że w realiach ChRL posłużą do dzikiej weryfikacji i będą dodatkowym elementem rywalizacji pomiędzy poszczególnymi sektami. Trzeba pamiętać, że w Chinach ludowych nie ma prostych i ostrych podziałów, a raczej wielowarstwowe, nawzajem przenikające się grupy interesów, a w tym wszystkim nie brakuje biednych ludzi. Często skrzywdzonych przez los i partię, którzy próbują znaleźć niszę dla siebie.
Osobiście, zawsze mnie irytowali nachalni sprzedawcy talizmanów przebrani za buddyjskich mnichów. To jednak małe płotki w porównaniu do pseudo mnichów na państwowym etacie, którzy przesiadują w wielu świątyniach w ChRL pozorując bujne życie religijne. Oczywiście nie brakuje też wielu świątyń, gdzie żyją autentyczni mnisi, jak Świątynia Białego Konia w Luoyang. Nawet tutaj jednak nie uniknięto powszechnej komercjalizacji.
Nigdzie nie było dla mnie to bardziej widoczne niż w Dali w Yunnan. Kiedy w mieście nie brakuje „państwowych” świątyń z etatowymi „mnichami”, to jak żywo pamiętam jedynie mała Świątynia Guanyin poza miastem. Jakieś piętnaście minut autobusem. Mała, autentyczna świątynia, w której żyje tylko kilkoro mnichów i mniszek. Bez biletów, bez obowiązkowych ofiar. Trochę kiczowato. Widać, że większość prac jest robiona samodzielnie. Każdy jest mile widziany. Największe wrażenie jednak robiła stara mniszka, której wyłupiono oko w czasie rewolucji kulturalnej.
Ciekawe, czy i tutaj nie będą mieli problemów z certyfikatem autentyczności. Jestem pewien, że „mnisi na etacie” certyfikaty dostaną od ręki.

buddyjskim i taoistycznym świątyniOM, proszę! A Świątynia Guanyin faktycznie urocza 🙂
PolubieniePolubienie
Fakt. Dzięki za zwrócenie uwagi. Pzdrw!
PolubieniePolubienie
[…] pisałem o wprowadzeniu certyfikatów autentyczności dla mnichów, a w sobotę nadeszła wiadomość o zamiarach publikacji online listy legalnych miejsc kultu, […]
PolubieniePolubienie