9287239_G

Trzech wyższych menadżerów z państwowej firmy ChRL budującej linie kolejowe było wśród ofiar zabitych przez zamachowców w hotelu Radisson w Bamako. Przebywali w Mali pracując nad projektem transportowym, który ma powstać z kredytów udzielonych przez Pekin.

Czterech innych obywateli ChRL uwolniono w wyniku szturmu służb specjalnych.

To kolejny atak po zamordowaniu Fan Jinghui, chińskiego zakładnika przez ISIS, który obnaża ograniczenia dla supermocarstwowych ambicji ChRL. Zwłaszcza poza regionem Azji Wschodniej.

Pekin wcześniej był zdolny do uwolnienia swoich obywateli porwanych w Pakistanie, czy Afryce dzięki „zabiegom dyplomatycznym”, co jest eufemizmem dla zapłacenia okupu. W wypadku ISIS ta strategi się nie sprawdza, a każda kolejna śmierć obywatela ChRL zwiększa presję wewnętrzną na KPCh.

Propaganda przekonuje praktycznie przez 24 godziny na dobę, że ChRL jest już supermocarstwem równym co najmniej Stanom Zjednoczonym. Nic dziwnego, że w sytuacjach kryzysowych masy domagają się reakcji jak inne supermocarstwa. Chiński Internet zagotował się po śmierci Fan Jinghui. Na forach społecznościowych żąda się wysłania wojsk i bombardowania ISIS.

Władze z jednej strony wyciszają „bicie w bębny”, z drugiej przygotowują zmiany w prawie, które w ogóle umożliwią legalne użycie wojsk i służb specjalnych poza granicami za zgodą państwa gospodarza. Oczywiście, w realiach ChRL to wola KC KPCh stanowi prawo, ale czym innym jest wysłanie po cichu kilku bezpieczniaków aby porwać kogoś w Tajlandii, a czym innym formalne wysłanie wojsk na drugi koniec świata. Pozory trzeba zachować.

Na razie władze jedynie opublikowały projekt zmian w prawie, ale nic nie wiadomo, kiedy miałyby trafić pod obrady Stałego Komitetu OZPL. Prawdziwym problemem jednak jest nie kwestia prawna (to można by załatwić krócej niż przysłowiowe już 30 godzin), ale realne możliwości działania.

Tokio – co musi dodatkowo boleć w Pekinie – stworzyło specjalną jednostkę wywiadowczą ścigającą morderców japońskich obywateli na Bliskim Wschodzie.

Dla ChRL już sam transport jednostek specjalnych na Bliski Wschód byłby problemem. Japonia może liczyć na współpracę Stanów Zjednoczonych oraz innych państw Zachodu. ChRL nie ma nikogo, kto miałby odpowiednią infrastrukturę i był gotowy ją użyczyć. Pekin miałby problem nawet z uzyskaniem odpowiednich pozwoleń na przelot w region konfliktu.

Amerykanie (ale też Brytyjczycy i Francuzi) mają rozsiane po całym świecie swoje bazy. A tam, gdzie nie mają nic, mogą wysłać zespoły lotniskowców, dające im globalne możliwości operacyjne. ChRL nie ma ani baz, ani naprawdę operacyjnego lotniskowca. Liaoning to raczej zabawka służąca do testów, a przede wszystkim narzędzie propagandy.

ChRL nie może nawet próbować imitować działań Moskwy, która mając swoją bazę w Syrii może operować w regionie i w ten sposób robić wrażenie, że posiada możliwości analogiczne do Stanów Zjednoczonych, czy chociażby Francji. W rzeczywistości, gdyby nie baza morska w Tartus (i lotnisko w Latace), która jest jeszcze pozostałością czasów sowieckich, Kreml mógłby co najwyżej wystrzelić kilka rakiet samosterujących. Co owszem, ładnie wygląda w telewizji, ale nie wiele zmienia na polu walki.

Złudnym momentem dla opinii publicznej w ChRL były udane operacje ewakuacji obywateli ChRL i innych krajów przez Marynarkę ALW z Libii oraz Jemenu. Wysłanie jednak kilku statków do zabrania ludzi, którzy zgromadzili się na nadbrzeżu, to relatywnie łatwa operacja.

Innym problemem jest jeszcze cała dotychczasowa polityka Pekinu. ChRL od lat obsesyjnie podkreśla na każdym kroku, że nie ma zamiaru interweniować w sprawy wewnętrzne innych państw. Od samego początku swojego istnienia sprzeciwia się interwencjom zbrojnym Zachodu. Jak mogłaby się teraz dołączyć do działań, których krytyka stała się osią jej polityki zagranicznej i sposobem na budowanie wpływów w Afryce?

Przy tym wszystkim wydają się nieistotne inne problemy, jak po prostu brak doświadczenia w prowadzeniu operacji tak daleko od kraju i brak odpowiednich kadr władających chociażby lokalnymi językami.

To prawda, że kadry dyplomatyczne czy wywiad ChRL są świetnie przygotowane językowo. Duża w tym zasługa Beiwai (北外) – czyli Pekińskiego Uniwersytetu Języków Obcych, kiedyś afiliowanego formalnie przy MSZ – ale to elitarna uczelnia, którą opuszczają specjaliści nie masy szeregowych żołnierzy.

Opublikował/a Michał Bogusz

One Comment

  1. […] niedzielę pisałem o problemie braku zamorskich baz dla możliwości działania ALW poza regionem Azji Wschodniej, dlatego budowa własnej bazy w […]

    Polubienie

    Odpowiedz

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.