Ledwie parę dni temu pisałem o tym, jak ChRL próbuje zmienić Internet w – delikatnie mówiąc – mniej wolną przestrzeń, a dzisiaj The New York Times donosi, iż Facebook pracuje nad narzędziem, który umożliwi cenzurę serwisu ze względu na lokalizację użytkownika, co jest warunkiem powrotu firmy Zuckerberga za Wielki Firewall.
Facebook jest blokowany w ChRL od 2009 roku i od tamtej pory stara się wrócić.
Co prawda firma twierdzi (nieoficjalnie), że faktycznie taki program umożliwia ukrycie pewnych informacji przed użytkownikiem ze względu na jego lokalizację geograficzną i przyznaje, że może ono być stosowane do cenzury, ale zapewnia, że nie ma zamiaru go stosować.
Od razu ciśnie się na usta pytanie, to po co w ogóle je stworzono?
No cóż, klucz moim zdaniem tkwi w w wyrażeniu, że firma nie ma zamiaru go stosować. Zgodnie z prawem ChRL, aby wrócić Facebook będzie musiał znaleźć lokalnego partnera, który będzie nie tylko operował serwisem w ChRL, ale też przechowywał w kraju dane użytkowników. Nic nie stoi na przeszkodzie, by Facebook przekazał narzędzie do cenzurowania w ręce swojego przyszłego partnera i umył ręce od sprawy. Formanie to nie Facebook będzie przecież wtedy cenzurował.
Jednak raz Facebook zacznie cenzurować się (cudzymi rękoma) to trudniej będzie mu odrzucić podobne żądania z Turcji, Indii, czy pewnego dnia z Najjaśniejszej. Niestety wydaje mi się to logicznym kierunkiem rozwoju korporacyjnych mediów, które są „społecznościowymi” tylko z nazwy.
Jakie mamy wyjście?
Osobiście od jakiegoś czasu jestem obecny na Diasporze (Mx77) i zachęcam wszystkich znajomych do przechodzenia do wolnej i zdecentralizowanej alternatywy.
Problem jest jak zwykle pokonanie inercji społecznej. Wolnościowe narzędzia są bardziej skomplikowane ponieważ z większą wolnością wymagają od użytkowników większej odpowiedzialności i wiedzy oraz – co gorsza – zmiany przyzwyczajeń. Może jednak cenzura zadziała, przynajmniej na poniektórych, by wyrwać się z rąk korporacji.
Bez złudzeń, dla Facebooka jesteście tylko targetem reklamowym.