Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej (Association of Southeast Asian Nations, ASEAN) poinformowało w niedzielę o zawarciu Wszechstronnego Regionalnego Partenrstwa Ekonomicznego (Regional Comprehensive Economic Partnership, RCEP), które obejmuje dziesięć państw należących do ASEAN oraz Australię, Chiny, Japonię, Koreę Płd. i Nową Zelandię.
Jak zwykle najwięcej do powiedzenia o RCEP mają ludzie, którzy nawet nie przeczytali treści porozumienia, a jest co czytać. Tekst z aneksami liczy 511 stron dosyć specyficznego żargonu. Dla wielu jest to zapewne język magiczny, więc dodają mu więcej wartości niż jej jest w samym porozumieniu. Całkiem fantastyczne tezy na temat RCEP są też wspierane przez chińską maszynę propagandową i jej proxies oraz pożytecznych idiotów. Celem jest pokazanie ChRL jako siłę wysuwająca się w globalnej rywalizacji i ostoję multilateralizmu oraz wolnego handlu. Wzrok przyciągają nagłówki mówiące, że RCEP to 2,2 miliarda ludzi, 26,2 bilionów USD PKB i 30% światowego PKB. No cóż, magia wielkich liczb zawsze działa.
Czym jednak jest w rzeczywistości RCEP?
To porozumienie, które zastępuje sieć umów bilateralnych wprowadzonych w życie już ponad dekadę temu. Jego największa wartość tkwi w ujednoliceniu dotychczasowych porozumień oraz w fakcie, że pokrywa obszary nie objęte niektórymi umowa dwustronnymi. Jednak RCEP nie wprowadza nowego reżimu handlowego w Azji-Pacyfiku en masse. Owszem, ułatwi działania przedsiębiorców i inwestorów o tyle, o ile nie będą musieli zastanawiać się nad różnicami pomiędzy poszczególnymi porozumieniami dwustronnymi. Z tego punktu widzenia jest to krok w kierunku kodyfikacji handlu w regionie Azji-Pacyfiku.
Prawdziwy problem z RECP polega jednak, że jest to porozumienie państw eksporterów netto. Strony RCEP mają nadwyżkę handlową ok. 2% ich łącznego PKB. Każde z nich chcę więcej eksportować a nie importować, ponieważ tak są skonstruowane ich gospodarki, z ChRL na czele. Dlatego nie ma mowy o zwiększeniu wzajemnego handlu w tym sensie, że państwa członkowskie zaczną teraz konsumować więcej swoich wzajemnych produktów. To prawda, że RCEP ułatwić im funkcjonowanie łańcuchów dostaw,1 ale celem dla produktów finalnych tych sieci są wciąż rynki poza RCEP.
To był główny powód, dla którego Indie nie przystąpiły do Partnerstwa. Podobnie Stany Zjednoczone, dla których nieobecność w porozumieniu jest poważnym ciosem politycznym, wykorzystywanym do bólu przez chińską propagandę, ale ekonomicznie Waszyngton tylko by stracił. RCEP nie obejmuje najważniejszej rzeczy, czyli nie reguluje kosztów pracy, dumpingu socjalnego i kwestii środowiskowych. Także ochrona własności intelektualnej jest połowiczna.
RCEP nie rozwiąże też napięć handlowych pomiędzy stronami. Mimo podpisania RCEP, a przede wszystkim mimo dwustronnego Porozumienia o Wolnym Handlu między Australią i ChRL, Pekin wprowadził de facto embargo na import większości produktów z Antypodów. Napięcia i konkurencja między stronami będą tylko rosły i chociaż RCEP zabrania stosowania barier pozataryfowych to pozostanie pusty zapis, podobnie jak analogiczne przepisy w porozumieniu między Canberrą i Pekinem.
Nawet satysfakcja polityczna ChRL też jest w dużym stopniu nieuzasadniona. Owszem, krótkoterminowo Pekin odnotował zwycięstwo nad Waszyngtonem, ale w styczniu zmieni się administracja i gra zacznie się od nowa. Przede wszystkim jednak RCEP jest w dużym stopniu aktem emancypacji państwa ASEANu i pozostałych uczestników nie tylko wobec Stanów Zjednoczonych, ale też ChRL. Państwa regionu pokazują, że ChRL nic nie zdziała przeciwko nim lub poza nimi. Dają jej szansę na granie zgodnie z ustanowionymi regułami, ale nie trudno przewidzieć, że jest to poza zdolnościami Pekinu. Dlatego RCEP ostatecznie skończy się na szumie propagandowym, a rozczarowanie przyjedzie szybciej niż się to komukolwiek wydaje.
—
1 Nic dziwnego, że jedna z pierwszych części porozumienia dotyczy kwestii certyfikowania pochodzenia produktów.