Dzisiaj chciałbym wrócić do wątku, który już kilka razy poruszałem, ale mam wrażenie, że nigdy dość i trzeba to powtarzać. Problem z pisaniem, czy mówieniem o Chinach polega przede wszystkim na tym, że Chiny zajmują w Zachodnim imaginarium już określone miejsce. Co gorsza, są one wymyślone na obraz i potrzeby Zachodu, a stworzona konstrukcja, bez względu na swoją wersję, jest daleka od rzeczywistości.

Świadczy o tym popularność anegdoty, jak to Zhou Enlai rzekomo stwierdził, że jest za wcześnie, aby ocenić skutki rewolucji francuskiej, mimo że wiemy, że mówił o paryskim maju 1968 roku. Jednak istnieje na Zachodzie potrzeba istnienia świetlanych Chin, w których rządzą oświeceni ludzie, czasami może twardzi (ale „się nie cieszą,” kiedy mordują), lecz z jaką wizją i głęboką modrością, jak i mrocznych Chin, które jak się zbudzą, to poruszą Ziemię, lub chociaż nas zaleją, jeżeli nie śliną to elektrykami. Po prostu, Chiny są pałką, która służy do bicia się w lokalnych spora ideologicznych i politycznych. Pałką, która dużo mówi o ich uczestnikach, ale niewiele o samych Chinach.

Świetnie to opisała Julia Lovell „od czasu, gdy Zachód zaczął angażować się w skoordynowane działania wobec Chin – wraz z szesnastowiecznym rozpoczęciem misji – „niebiańskie imperium” było postrzegane przez duchownych, kupców i filozofów-intelektualistów jako potężna kraina marzeń, niemal rajskich możliwości: nawrócenia na chrześcijaństwo, zysku ekonomicznego, lekcji rządzenia. Przyjęcie maoizmu przez zachodnich radykałów było zatem niedawnym powtórzeniem wiekowej predyspozycji do identyfikowania wygodnie odległych, egzotycznych Chin jako repozytorium cnót politycznych, społecznych, kulturalnych i ekonomicznych.”1 Oczywiście, każdy widział w Chinach, co chciał widzieć.

Nie inaczej jest dzisiaj. Dla jednych Chiny to dynamiczna potęga, która już pozostawiła Zachód w tyle i burzy utarte prawdy społeczno-ekonomiczne. Dla innych Chiny to rewizjonistyczny kolos na glinianych nogach, któremu do tej pory cudem udało się uniknąć katastrofy.

W rzeczywistości, jak to świetnie ujął Thomas Orlik, „za wszystkimi wyzwaniami w podejmowaniu właściwych decyzji w sprawie Chin kryją się dwie trudne do zaakceptowania prawdy. Po pierwsze, naprawdę trudno jest zrozumieć, co się dzieje. Dla wielu obcokrajowców język stanowi barierę. (…) Oświadczenia polityczne są pełne banałów a mało treści. Oficjalne dane są fragmentaryczne, w najlepszym razie niestabilne pod względem jakości, a czasami sfabrykowane w celach politycznych. (…) W obliczu ostrzeżeń rządowej propagandy o szpiegach na każdym rogu, nawet wcześniej obiecujący naukowcy i analitycy polityczni z think tanków zamknęli się w sobie. Odważna grupa dziennikarzy śledczych, z których wielu pracuje dla prasy zagranicznej, wykonuje świetną robotę w najtrudniejszych okolicznościach. (…) [Po drugie] naprawdę trudno jest również podejść do kwestii Chin z otwartym umysłem. Chiny są państwem jednopartyjnym z historią nikłego szacunku dla wolności jednostki. Państwo dominuje w gospodarce, a największe banki i firmy przemysłowe bardziej podążają za dyrektywami planistów przemysłowych niż akcjonariuszy (…). Patrząc na wszystkie te emocjonalne kwestie, trudno nie widzieć Chin przez czerwoną mgłę. Trudno o beznamiętne osądy.”

Oczywiście, każde z plemion będzie twierdzić, że to ono ocenia Chiny i sytuację obiektywnie, a to ci drudzy są „emocjonalni.” I tak to się kręci.

Osobiście nie wierzę, ani że historia się powtarza, ani że coś jest zdeterminowane. Widzę problemy Zachodu i Chin, ale też przewagi Zachodu i Chin. Owszem, dopinguję Zachodowi,2 ale nie jestem wcale pewien, że zdoła on obronić swoją pozycję. Nie wiem, co będzie i nikt tego nie wie, a jeżeli twierdzi inaczej, to po prostu kłamie. Możemy tylko zobaczyć niebezpieczeństwa i jedynie oszacować prawdopodobieństwo ich zaistnienia i w najlepszym razie zgadywać konsekwencje rożnych scenariuszy z nich wynikających. Tylko tyle i aż tyle.


1 Nie mam pod ręką polskiego wydania, więc daję tutaj własne tłumaczenie.
2 Z jednej strony znajduję coś patologicznego w ludziach Zachodu, którzy będąc sami beneficjentami jego „zgnilizny” wyczekują jego końca. Z drugiej, są jednak żywym dowodem elastyczności, otwartości, ale też żywotności i odporności Zachodu, że mogą sobie tutaj swobodnie żyć i działać.

Nieznane's awatar

Opublikował/a Michał Bogusz

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.