Dzisiaj trochę odbiegnę od temat, ale co tam. Od czasu do czasu można, no nie? Zgaduję, że wielu z was dzisiaj bardzo się zdziwiło, kiedy sprawdziliście poranne wiadomości.
Czy są powody do niepokoju? Chyba tak, ale moim zdaniem z kompletnie innego powodu niż większość ludzi myśli. (Choć całkiem prawdopodobne, że z czysto polskiej perspektywy staniemy się wkrótce elementem jakiejś większej transakcji geopolitycznej.)
• Gdyby nawet Hillary Clinton wygrała wczorajsze wybory, to za cztery lata ktoś taki jak Trump by wrócił i wygrał wtedy. Trump nie jest źródłem problemów Zachodu, a jedynie jego manifestacją. Może nawet lepiej, że stało się to teraz, bo szybciej wyjdziemy (oby!) z tej fazy, a cenę – wysoką – i tak będzie trzeba zapłacić. Clinton nie jest zdolna do przeprowadzenia odpowiednich zmian. Ba! Nawet nie zdaje sobie sprawy, jakie to zmiany powinny być. Demokraci mieli szansę wybrać Bernie Sandersa, który w obliczu obecnych nastrojów (nie tylko w Stanach Zjednoczonych) mógłby wygrać, ale partyjny establishment wolał Clinton, więc mają teraz Trumpa.
Inna sprawa, że sam Sanders bez szerszego poparcia w Kongresie też niewiele by zdziałał. Nie należy mieć jednak złudzeń, prezydentura Trumpa w dłuższej perspektywie okaże się dysfunkcjonalna – postara się o to republikańska większość w Kongresie.
• Problemy Zachodu wynikają z globalizacyjnej konwergencji* i związanych z nią zjawisk, na czele z końcem gwałtownego rozwoju charakterystycznym dla XX wieku. Powrót do spokojniejszego tempa rozwoju wiąże się z potrzebą poważnych zmian polityczno-gospodarczych. Status quo jest jednak korzystne dla grup uprzywilejowanych i zmiany są możliwe tylko w wyniku dużego wstrząsu.
• Moim zdaniem, co najmniej od Rewolucji Lipcowej we Francji w 1830 roku nie da się rządzić nowoczesnym państwem bez poparcia przynajmniej większościowego segmentu klasy średniej. To klasa średnia musi implementować politykę tych u władzy i jeżeli nie podziela jej założeń, to sabotuje wdrożenie. Jest to proces powolny, ale rządzenie wbrew klasie średniej staje się powoli coraz bardziej dysfunkcjonalne. Ta prawidłowość sprawdza się w każdym nowoczesnym państwie bez względu na reżim polityczny – Hitler czy Mussolini nie utrzymaliby się u władzy gdyby nie poparcie klasy średniej. W Polsce powoli i z bólem odkrywa tę prawidłowość PiS.
Niestety można jednak zdobyć władzę bez poparcia klasy średniej, co grozi pojawieniem się klinczu – przemiennych rządów z poparciem klasy średniej, które nie potrafią i nie chcą zaspokoić roszczeń warstw upośledzonych i rządów wyniesionych do władzy przez upośledzone grupy, które nie potrafią skutecznie zmienić polityki.
Dlatego Trump będzie albo działał w granicach wyznaczonych mu przez większość w Kongresie, która jest emanacją klasy średniej i nie ma znaczenia, że startował z ramienia Republikanów, albo będzie miał związane ręce. W obydwu wypadkach nie będzie mógł spełnić oczekiwań większości, która na niego głosowała. Inna sprawa, to fakt, czy ma w ogóle jakiś pomysł, co zrobić.
Odwieczny klincz to jest w mojej opinii największe niebezpieczeństwo cywilizacyjne dla Zachodu. Odnosząc się na nasze podwórko to ciągłe wymienianie się u władzy PiS i PO(N) i to jest większy koszmar niż prezydentura Trumpa, bo Trump odejdzie za cztery lub osiem lat, a ci zostaną.
* Odsyłam tutaj do pracy Piketty’ego Kapitał w XXI wieku – kiedy można różnie się ustosunkować do proponowanych przez niego rozwiązań, to ignorowanie podstawowej diagnozy, jak robią to (neo) liberałowie, kończy się Brexitem, Trumpem lub PISem.
[…] jak się sprawy potoczą, choć moim zdaniem Trump zrobi wiele szumu, ale niewiele się […]
PolubieniePolubienie
[…] Mamy teraz do wyboru dwie opcje. Pierwsza, Trump naprawdę nie wie o co chodzi, co raczej słabo wróży jego przyszłym poczynaniom na arenie międzynarodowej. Drugi wariant nie jest jednak wcale lepszy. Załóżmy, że Trump zdecydował się w ten sposób nadepnąć na odcisk Pekinowi i wysłać sygnał, że należy go traktować serio. Oznacza to, że Trump albo będzie szybko dążył do podbicia stawki – co nigdy nie jest zbyt rozsądne – albo będzie preferował „fajerwerki”. […]
PolubieniePolubienie