Tajlandzka junta, która nie śpieszy się z przywróceniem demokracji, wciąż pracuje nad nową konstytucją (od przeszło dwóch lat). Sprawy jeszcze bardziej komplikuje śmierć króla Bhumibol Adulyadej i wielka niewiadomą jaką jest następca tronu Maha Vajiralongkorn, który odrzucił wczoraj projekt nowej konstytucji przygotowany przez wojskowych (może to „ustawka”).
Zachód jednak nie przestaje cisnąć na przywrócenie demokracji, dlatego junta coraz cieplejszym wzrokiem patrzy w kierunku Pekinu.
W Bangkoku ogłoszono, iż Tajlandia wycofuje się z zakupu czołgów na Ukrainie. Zgodnie z zawartym w 2011 roku porozumieniem do końca października br. Tajlandia miała otrzymać 49 maszyn typu T-84U. Według wydanego komunikatu przyczyną zerwania umowy jest fakt, że strona ukraińska jest zdolna dostarczyć w terminie tylko 20 maszyn.
Fakt, że od razu ogłoszono zawarcie kontraktu na zakup w ChRL 28 czołgów VT-4 (z opcją zwiększenia zamówienia w przyszłości) powoduje, iż można się doszukiwać w całej sprawie podtekstu politycznego. Zwłaszcza, że Tajlandia zakupi już gotowe T-84U. Oficjalnie mówi się, że za sytuację należy winić sytuację wewnętrzną na Ukrainie, ale lekkie opóźnienie w dostawie pozostałych maszyn chyba nie byłoby wielkim problemem. Z tego co wiem, to Tajlandia nie szykuje się do blitzkriegu.
Za to zakupy broni w Pekinie są świetnym sygnałem do Waszyngtonu i nowej administracji: Zobaczcie nie jesteśmy na was skazani, jak będziecie naciskać w sprawach wewnętrznych, to ChRL przyjmie nas z otwartymi rękoma. Zresztą junta wcześniej już zbliżyła się do Pekinu. Całkiem możliwe, że zerwanie z Zachodem jest już faktem, a zakup nowych czołgów w ChRL tylko przypieczętowuje porozumienie z nowym sojusznikiem.