Simon Kofe, minister spraw zagranicznych Tuvalu odrzucił ofertę budowy sztucznej wyspy przez chińskie firmy. Podnoszący się poziom oceanu powoduje powolne tonięcie wyspy. Odpowiedzią jest rządowy projekt budowy sztucznej wyspy. Jednak zdaniem Kofe oferta 400 mln USD była podyktowana chęcią osłabienia wpływów Tajwanu w regionie Południowego Pacyfiku. Kofe potwierdził, że Tuvalu nie ma zamiaru przenosić uznania międzynarodowego z Republiki Chińskiej na Tajwanie na Chińską Republikę Ludową na kontynencie.
Obecnie tylko 15 państw utrzymuje pełne stosunki dyplomatyczne z Tajwanem. W ostatnim czasie Tajpej straciła dwójkę sojuszników: Kiribati i Wyspy Salomona. Na Wyspach Salomona widać już oznaki kaca, czy jak to mówi się po angielsku buyer’s remorse (skruchę kupca). Okazuje się, że chińskie inwestycje są podyktowane interesem Pekinu, nie państw przyjmujących – a czego się spodziewali? Ponadto, mogą być zrealizowane kredytem, a nie być realną inwestycją. Kredytem, którego te biedne państwa nie spłacą.
Inny problem to uzależnienie od chińskich turystów, które przychodzi po zmianie sojuszy. Daje to Pekinowi ogromną władzę nad lokalną gospodarką, zwłaszcza, kiedy lokalny biznes zadłuży się w najpierw, aby stworzyć bazę dla szybko rosnącej liczby chińskich turystów. Wstrzymanie zezwoleń na podróże w dane miejsce, może wpędzić każde z tych państwo w poważy kryzys na przestrzeni tygodni.
Nic dziwnego, że na Tuvalu strzegą się Chińczyków przynoszących dary. Kofe powiedział też, że cztery państwa Pacyfiku, które wciąż uznają Tajwan, tj. obok Tuvalu: Marszale, Palau i Naru, mają zamiar utworzyć wspólną grupę współpracy i zwalniacza prób infiltracji przez ChRL.
Ciekawą postawę przyjął Tajpej. Wciąż dostarcza pomoc tym państwom, które utrzymują z nim stosunki dyplomatyczne. Nie podjął jednak licytacji z ChRL. Kiedy Pekin próbuje przeciągnąć, któregoś z sojuszników obiecując inwestycje (które potem okazują się pożyczkami), to Tajpej nie próbuje przebić oferty. Ma to sens, ponieważ, Tajwan nie byłby wstanie się licytować. Poza tym sojusznik, którego się kupiło, nie jest wart wiele, o czym przekona się także prędzej czy później Pekin.