W Pekinie rozpaczał się w zeszłym tygodniu długo oczekiwany proces. I chociaż toczy się przed sądem cywilnym, to ma jak najbardziej znaczenie polityczne. Zhou Xiaoxuan, dwudziestosiedmioletnia scenarzystka oskarżyła w 2018 roku Zhu Jun, znanego prezentera państwowej telewizji o molestowanie seksualne w 2014 roku, kiedy Zhou odbywała staż w CCTV. Zhou domaga się od Zhu symbolicznego odszkodowania 50 tysięcy RMB (Zhu jest milionerem) i publicznych przeprosin.
Od kiedy ujawniła incydent z 2014 roku Zhou zmaga się cenzurą, seksistowskimi atakami w mediach społecznościowych i pozwem o szkalowanie, wytoczonym przez Zhu. Sprawa ma jednak o wiele większy wymiar niż zastraszanie ofiary, która ośmieliła się mówić, przez dobrze umocowanego oprawcę. Ta sprawa w dużym stopniu będzie miernikiem stosunku KPCh do kwestii ruchu #MeToo i w ogóle praw kobiet w ChRL.
Dla partii to problem z kilu powodów: 1) jest to jakiś ruch społeczny, nad którym nie ma kontroli – co samo w sobie jest z punktu widzenia reżimu nieakceptowalną anomalią; 2) molestowanie seksualne jest w ChRL powszechne, zwłaszcza ze strony partyjnych bonzów, więc partia się boi, że siłą rzeczy #MeToo będzie skierowane przeciwko kadrom partyjnym; 3) sprawa budzi też niewygodne pytania o przeszłość i quasi harem Mao Zedonga, co do tej pory jest dla KPCh tabu; 4) wreszcie partia przedstawia się jako siła, która doprowadziła do emancypacji kobiet i teraz miałaby się przyznać, że przez lata przymykała oko na rożnego rodzaju patologie. Inna sprawa, że partia jest sama w sobie dosyć pruderyjna, co może dziwić skoro równocześnie dosyć powszechnie promuje się edukacje seksualną już w przedszkolach, ale mimo to KPCh nie bardzo potrafi mówić o seksie i w ogóle sferze uczuć. No chyba, że są to uczucia wobec przywódcy, partii i ojczyzny.
Dlatego wyrok, kiedy zapadnie, a ciągłe odwlekanie sprawy wskazuje, że partia jeszcze nie wie co zrobić, będzie wyznacznikiem dla sądów w całej ChRL, ale też dla ofiar i oprawców. Z punktu widzenia reżimu i aktywistek kluczowym będzie także wyznaczenie granicy, do jakiego stanowiska, poziomu władzy i wpływów w systemie będzie można kogoś pociągnąć do odpowiedzialności, a kto pozostanie nietykalny.
Nic dziwnego, że policja próbowała rozproszyć tłum, który pojawił się pierwszego dnia pod sądem dla wsparcia Zhou. Za wszelką cenę próbowano też utrudnić pracę zagranicznym reporterom. Proces odbywa się za zamkniętymi drzwiami. Zhu był nie był obecny na pierwszej rozprawie, ale Zhou i jej prawnicy wnioskują o otwarcie procesu dla opinii publicznej na następnej rozprawie i obowiązek osobistego stawienia się przez Zhu. Daty kolejnej rozprawy jednak jeszcze nie wyznaczono.