Pisząc o zniesieniu embarga na eksport broni do Wietnamu obiecałem, że jeszcze wrócimy do wizyty Obamy w Hanoi.
Nic lepiej nie oddaje nastroju w Pekinie niż zdanie z China Daily, angielskojęzycznej tuby propagandowej reżimu: „poprawa relacji amarykańsko-wietnamskich nie może prowadzić do zwiększenia presji na Chiny lub zagrożenia ich interesów.”
Komentarz gazety właściwie pokazuje największą obawę Pekinu, że państwa zagrożone ekspansją ChRL utworzą wspólny front, co gorsza pod parasolem Stanów Zjednoczonych i Japonii.
Do tej pory ChRL umiejętnie prowadzi grę na Morzu Południowochińskim. Z jednej strony małe kroki, z których żaden nie może prowadzić do poważniejszego zatargu, pozwalają na stałe umacnianie się w regionie i politykę faktów dokonanych, kiedy przeciwnicy mogą tylko protestować. Z drugiej strony umiejętnie izoluje poszczególne konflikty sprowadzając każdy z nich tylko i wyłącznie do relacji dwustronnych oraz po mistrzowsku wykorzystuje animozje między pozostałymi graczami.
Dlatego Waszyngton z pomocą Tokio dąży do umiędzynarodowienia sporu i zawiązania wspólnego frontu przeciwko Pekinowi, a Hanoi to kluczowy element całej układanki. ChRL odpowiada „przyjmując z zadowoleniem” normalizację stosunków między dawnymi wrogami, lecz zaraz dodaje, iż próby włączenia Wietnamu do planów powstrzymania ChRL „źle wróżą pokojowi regionalnemu i stabilności, jako że skomplikuje to dalej sytuację na Morzu Południowochińskim i sprowadzi ryzyko zamiany regionu w beczkę prochu”. Oczywiście taka postawa kompletnie ignoruje fakt, że za zwiększeniem napięcia w regionie odpowiada w dużym stopniu sam Pekin.
Relacje z Wietnamem od dawna pozostają chłodne. W 1979 roku obydwa państwa stoczyły krótką, ale krwawą wojnę graniczną, a w 1988 roku doszło do starć na Morzu Południowochińskim. Od 2014 roku napięcie rośnie na nowo.
Problem ChRL polega na tym, iż Stany Zjednoczone czy Japonia są naturalnymi sojusznikami strategicznymi Wietnamu. ChRL, czy w ogóle Chiny, są zbyt blisko i są zbyt dominujące, by sojusz mógł przyjąć akceptowalną przez Hanoi formę równoprawnego partnerstwa. To się nie mieści w słowniku pojęciowym Pekinu.
Konflikt Hanoi ze Stanami Zjednoczonymi wynikał tylko i wyłącznie z logiki zimnej wojny i wraz z jej końcem stracił rację bytu, a działania ChRL jedynie działają jak katalizator zbliżenia.
Pekin ma plan budowy globalnej pozycji oraz dominacji w regionie Azji Wschodniej. Widać jednak, że ma też problem z antycypacją działań innych podmiotów. To bardzo niebezpieczna sytuacja. Niezdolność do właściwej oceny determinacji, czy w ogóle sposobu definiowania żywotnych interesów innych graczy, już nie raz doprowadziła świat nad krawędź przepaści.
[…] Trump, mimo zapewnień, nie jest w stanie skutecznie kontynuować zbliżenia z Wietnamem, zapoczątkowanego przez Baracka Obamę, choć jest to najważniejszy, potencjalny sojusznik Waszyngtonu w […]
PolubieniePolubienie