Według hongkońskiej gazety SCMP, Pekin rozpoczął ogólnokrajowe badanie dotyczące małżeństw i macierzyństwa, aby uzyskać wgląd w to, co powoduje spadek liczby małżeństw i urodzeń w kraju. Badanie, zatwierdzone przez Narodowe Biuro Statystyczne i przeprowadzone we współpracy z władzami ds. planowania rodziny i demografii, rozpoczęło się w tym miesiącu w kilku regionach prowincji Hunan. Weźmie w nim udział 20 000 osób w wieku 20-44 lat ze stu jednostek administracyjnych. Kwestionariusz obraca się m.in. wokół planowania rodziny i problemów z polityką dotyczącą małżeństwa, zakładania rodziny i wychowania dzieci. Uczestnicy są również pytani o to, jakie wsparcie ze strony państwa chcieliby otrzymać.
W zeszłym roku pisałem o wynikach ostatniego spisu powszechnego, które – chociaż są moim zdaniem trochę „podrasowane” – to pokazują załamanie demograficzne w ChRL i szybko zbliżający się poważny kryzys ludnościowy. Spis powszechny Chin wykazał, że wskaźnik płodności w 2020 roku wynosił 1,3 dziecka na kobietę – poniżej poziomu zastępczego 2,1 potrzebnego dla utrzymania stabilnej populacji. Niezależni demografowie powiedzieli, że w zeszłym roku spadł on do 1,15, ale nie podano oficjalnej liczby. Moim zdaniem populacja ChRL kurczy się faktycznie już kilku lat. Według szacunków Yi Fuxian z Uniwersytetu Wisconsin-Madison, do roku 2100 populacja Chin może spaść poniżej 500 milionów ludzi. To byłoby 300 milionów ludzi mniej, niż oczekuje ONZ. To kurczenie się przysporzyłoby Chinom ogromnych problemów gospodarczych. Nawet, jeżeli czarny scenariusz Yi Fuxian się nie sprawdzi, to przewidywany przez ONZ „optymistyczny” spadek populacji tylko do poniżej 800 mln będzie już katastrofalny.1
Fatalny wskaźnik dzietności w Chinach wynika z wielu czynników, w tym warunków zdrowotnych, sytuacji finansowej gospodarstw domowych, a także drastycznych zmian w środowisku społeczno-gospodarczym. Inny problem to dalekosiężne konsekwencje polityki „jednego dziecka”, która nie tylko odwrócił piramidę demograficzną w ChRL, ale też zachwiała proporcjami płci. W efekcie sam niski wskaźnik dzietności kobiet nie odzwierciedla skali katastrofy. Nie pokazuje on, że po prostu udział kobiet w wieku rozrodczym w populacji jest wyrżnie mniejszy na tle innych państw, co powoduje tylko pogłębienie problemu. W konsekwencji złagodzenie ograniczeń w zakresie planowania rodziny, a także polityka mająca na celu obniżenie kosztów opieki nad dziećmi, zapewnienie większej liczby urlopów rodzicielskich itp. moim zdaniem nie odwrócą spadku populacji. Władzę w najlepszym wypadku mogłyby złagodzić i rozłożyć w czasie załamanie demograficzne. Jednak narastające problemy gospodarcze i sytuacja polityczna nie sprzyjają elastycznemu działaniu. Dlatego obawiam się, że wyniki tego bardzo interesującego badania mogą być najzwyczajniej zaprzepaszczone. Miejmy nadzieję, że może przynajmniej będą pomocne dla demografów w innych państwach rozwijających się.
—
1 Moje osobiste szacunki wskazują na gdzieś ok. 700-750 mln, ale oczywiście nie dożyję roku 2100, więc nie będę mógł się przekonać o prawdziwości mojej oceny – choć może wyniki z roku 2050 będą już jakimś wskaźnikiem.