US Navy jednak popłynęła na patrol na Morzu Południowochińskim

Jakiś czas temu zastanawiałem się, czy po krytyce Trump zdecyduje się wysłać patrol na Morze Południowochińskie. I stało się. W środę USS Dewey przeszedł 12 mil morskich od Rafy Mischief w archipelagu Spratly.

Gdybym wierzył w teorie spiskowe, to bym pomyślał, że możliwe, iż Trump uzgodnił to z Xi Jinping, aby zaprezentować własną samodzielność. Kto wie? Osobiście jednak wątpię – dla Pekinu to sprawa zbyt prestiżowa.

Niepokojący jest na pewno jeden fakt. Amerykański niszczyciel nie przekroczył linii 12 mil morskich wokół rafy, na której znajduje się baza Marynarki ALW. Czyli trzymał się poza odległością uznawaną przez prawo międzynarodowe za wody terytorialne.

Sama Rafa Mischief nie może być jednak uznana zgodnie z wyrokiem Stałego Trybunału Arbitrażowego za stały ląd, więc równocześnie nie może być punktem, od którego wyznacza się wody terytorialne – pomijając już kwestie roszczeń terytorialnych. Nieprzekroczenie tej linii, będzie teraz uznawane przez Pekin jako precedens i de facto uznanie istnienia wód terytorialnych wokół sztucznych wysp. Pisałem już wielokrotnie, że dyplomacja ChRL jest mistrzem w stwarzaniu tego typu pozorów i precedensów.

Z drugiej strony, nie można oczekiwać, że Amerykanie w tej chwili zaryzykują poważny incydent na Morzu Południowochińskim, kiedy kryzys na półwyspie koreańskim wciąż trwa, a Waszyngton liczy, czy też łudzi się, że Pekin mu pomoże okiełznać Pjongjang.